Soundtrack dla ChatGPT: Thirty Seconds To Mars „It’s The End Of The World But It’s a Beautiful Day”

Soundtrack dla ChatGPT: Thirty Seconds To Mars „It’s The End Of The World But It’s a Beautiful Day” post thumbnail image

Napiszę to już na wstępie – ja KOCHAŁEM Thirty Seconds To Mars. Ale serio. Kiedy po raz pierwszy, jeszcze w gimnazjum zobaczyłem klip do The Kill, to powalił mnie ten głos i ta muzyka. Wtedy jeszcze byłem gówniarzem mocno wrażliwym na niecodzienne dźwięki, więc muzykę zespołu Jareda Leto pochłonąłem jak gąbka. Usłyszenie później The Attack i A Beautiful Lie tylko to pociągnęło do granicy miłości. Kiedy w 2009 wyszło This Is War, już byłem mocno w fandomie – na bieżąco ze wszystkim co robią bracia Leto z zespołem, oglądałem klipy jak zaczarowany, album w wersji fizycznej niemal zdarłem, a od wyjazdu na koncert w Łodzi powstrzymały mnie tylko zobowiązania sądowe (bo bilet kupowałem w pierwszych dniach sprzedaży). Kiedy w 2013 wyszedł Love, Lust, Faith & Dreams, to coraz więcej krytyków na nich stawiało krzyżyk, ale ja wciąż zespołu broniłem. I udało mi się też wtedy zobaczyć ich na żywo, co tylko potwierdziło moją nastoletnią miłość. Gdt w 2018 wyszedł album America, to mój młodzieńczy entuzjazm do zespołu już dawno wygasł (głównie przez lata ciszy wydawniczej spowodowanej aktorską pracą Jareda) i nie byłem tym krążkiem zachwycony, ale też żyłem nadzieją, że to tylko „taki eksperyment artystyczny, może wypadek przy pracy”.


Ale przy najnowszym It’s The End Of The World But It’s a Beautiful Day ja się już po prostu poddaję. Duet (bo to już nawet nie zespół, tam zostali już tylko bracia Leto) zwany Thirty Seconds To Mars sprawił, że z miłości zrobiła się obojętność. I jest mi z tego powodu cholernie przykro.

Czym jest nowe wcielenie projektu Shannona i Jareda? Ciężko to stwierdzić. Z brzmieniami stricte rockowymi panowie już dawno się pożegnali na poprzednich płytach, więc brak klimatu z The Kill nie dziwi. Natomiast dużo tu synthów i elektroniki, które na pierwszy odsłuch przypominają kawałki Imagine Dragons… które były za słabe by je wrzucić na album. Gdzieniegdzie w pojedynczych kawałkach brzdąka jakaś gitarka akustyczna. Dużo modulacji głosu. Opisywanie tego albumu w notkach prasowych lub na serwisach streamingowych etykietkami „rock” lub „alternatywa” ma sens wyłącznie ze względu na starsze dokonania. Obecnie jest to po prostu pop. Bardzo miałki i nudny pop.

Ja naprawdę nie mam nic przeciwko eksperymentom, zmianom stylistyki czy form w twórczości artystów. Absolutnie nie! Tylko niech one są dobrze ukierunkowane i wykorzystane na korzyść kompozycji. Jeśli Thirty Seconds To Mars chce robić pop, to niech go robi. Ale tutaj nawet części składowych popu nie ma. Bo brak tam refrenów, brak nośnych melodii czy nawet bitów. Słuchałem tej płyty kilkanaście razy i, nawet kiedy słucham jej w trakcie pisania – to sekundę po wciśnięciu pauzy nie pamiętam z niej nic. Ma się wrażenie, jakby te wszystkie utwory napisał ChatGPT, bo są ode niemal jak od linijki – wszystkie maks. 3 i pół minuty, w każdej jest struktura wstęp-rozwinięcie-refren-zakończenie. Przez tą jednostajność, ta trwająca ledwo pół godziny płyta ciągnie się jak flaki z olejem.

No dobra, to może znajdzie się coś ciekawego w warstwie tekstowej? W końcu jak melodie szwankowały już na America, to dało się tam znaleźć coś inspirującego w tekstach. A tutaj już sam tytuł albumu brzmi jak inspiracja do dyskusji o współczesnym świecie. I co? Pstro. Na It’s The End Of The World But It’s a Beautiful Day nie ma nic poza banałami o prawdzie, odwadze i miłości. Zieew.

Coś bardzo dziwnego stało się też z głosem Jareda Leto. Kiedyś potrafił przeszywać do szpiku kości, tym razem jest… po prostu jest. Technicznie jest poprawnie, ale w gąszczu innych świetnych wokalistów dzisiejszych czasów, nikt by dziś na poprawność Jareda nie zwrócił uwagi. A ten głos był kiedyś jednym z największych atutów wyróżniających 30STM. Teraz ten zespół spadł do rangi tych kapel, które nie wyróżniają się niczym i nie oferują nic ponad przeciętność. A to z perspektywy niegdyś wiernego fana – boli najmocniej.

Żeby zakończyć to jakimś miłym akcentem – na okładce jest ładne niebo. Szkoda tylko, że nawet ono wygląda jak wygenerowane przez ChatGPT – normalne, zwykłe, niczym się nie wyróżniające. Takie jak najnowszy album Thirty Seconds To Mars.

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *