Jest na świecie kilka rzeczy, które są pewne i stałe. Należą do nich chociażby podatki, śmierć, a także nowy album lato Taco Hemingway’a wydany w wakacje. I choć dał nam teraz dwa krążki, to ja się upieram, że jest to jeden podwójny album – Jarmark Europa. A te nazwy nie zostały nadane tak po prostu.
Dla wszystkich, którzy nie znają historii Polski z lat 90.: Jarmark Europa, działający na niszczejącym warszawskim Stadionie Dziesięciolecia był jednym z największych targowisk w Polsce, na którym Polacy szukali m.in. towarów zachodnich i imitujących zachodnie – płyt CD i winylowych, ubrań, sprzętów audio i wideo, szczególnie tych podrobionych lub pirackich. Byli tam również legalni wystawcy, ale najbardziej znany był z „szarej strefy” handlu. Działał aż do 2007 roku, obecnie na jego miejscu stoi Stadion Narodowy.
Jarmark Europa był swoistym symbolem pogoni za lepszym, ładniejszym, bardziej kolorowym życiem. I o tym zasadniczo są oba krążki Filipa Szcześniaka. Dlatego ja nie oddzielam Jarmarku od Europy, bo dla mnie są one jedną i tą samą opowieścią, tylko w innych narracjach – tak jak w Polskim Tangu „z jednej strony jarmark, z drugiej Europa.” Pogonią za czymś lepszym – czy to w Polsce czy na trasie w Europie.
Jestem z tego samego pokolenia co Filip – mam tylko rok mniej niż on. I po samych tekstach widzę, że mamy bardzo podobne podejście do wielu spraw. Wkurwia nas polska polityka, wkurwia nas wszędobylska instytucja Kościoła, życie rozminęło się z dziecięcymi oczekiwaniami. Potem dochodzi się do wniosku że trawa jest bardziej zielona tam gdzie nas nie ma, więc wsiadamy w starego Forda i jedziemy za dalszym szczęściem. Sęk w tym, że od rapera – nieważne z jakiego nurtu – oczekuje się czegoś więcej niż tylko beznamiętnego gadania bezpośrednio. A to właśnie na Jarmarku Europa uprawia Filip i po raz kolejny mu to wytykam. Brak tam jakiegokolwiek dobrego storytellingu. Jest dosadnie („Nie zaszczepiłaby syna na ospę – Może pieniądz woli wydać na pogrzeb”), jest wulgarnie („Jebać twoje liczby i twój OLIS oraz jaki nakład”), gdzieś jest jakiś przekaz, ale to wszystko nam się podaje jak szpadlem przez łeb. Kiedy Taco zaczynał karierę, miałem problem z tym że rapuje o życiu, o którym nie mam zielonego pojęcia. Teraz, kiedy wreszcie zacząłem się z nim bardziej utożsamiać, to mam do niego pretensje, że wali głównie truizmy.
Jest jeden motyw z tekstów Filipa, którego absolutnie mu nie umiem wybaczyć i jest to robienie cierpienia ze swojej popularności. Taco, rozumiemy – tak olbrzymi sukces komercyjny cię przerasta psychicznie. My to wiemy. I nie musisz nam o tym rapować już na trzeciej płycie z rzędu. Odpuść sobie. Pamiętam, kiedy Taco na Wosku rapował, że „chciałby być nową Nosowską”. Obecnie przedstawia się „już nie taki młody Fifi; pół-Norbi, pół-Norwid”. Jakie czasy, tacy wieszcze, a na lepszego chyba nie zasłużyliśmy.
No dobra, ale może by tak za coś pochwalić? Bo jest za co. Przede wszystkim za produkcje. Kiedyś nasz bohater twierdził, że nie zostawi nigdy Rumaka, ale dobrze, że zmienił zdanie. Bo Rumak spośród całej zgrai współpracowników wypada wręcz blado mając do zaoferowania niespójne Łańcuchy czy nudne Nie mam czasu i Dwuzłotówki Dancing. Tymczasem mamy tu świetnie skrojone beaty i basy jak Luxembourg i Polskie Tango od Lanka. Bartek Kruczyński, czyli Pejzaż zrobił jedne z najlepiej zaaranżowanych utworów na jarmarkowej połowie (Panie, To Wyście! oraz 1990s Utopia). Najciekawiej jednak robi się na utworach spod ręki Zeppy Zepa i Borucciego. Szanuję, że Taco postanowił nie trzymać się tylko jednego producenta, ale nie każdy umiał złapać się dobrze za wersy Filipa. Nie wyszło to np. w nijakich Ortalionie czy Pirenejach.
Jedno słówko o gościach. Aż do zeszłorocznej Pocztówki z wakacji, Taco na wszystkich swoich albumach występował sam (nie licząc albumu Taconafide). Dobór gości na Jarmarku Europa pokazuje dlaczego – bo bardzo łatwo naszego bohatera przyćmić. Gruby Mielzky w Influenzie wchodzi gładko przy smęcacym Filipie, Kacha Kowalczyk z zespołu Coals jest w swoim wokalu pięknie szczera (1990s Utopia), Bedoes w Europie oraz Szpaku w WWA Nie Berlin nie są wkurwiający (a to naprawdę niezłe osiągnięcie!), a Rojek sprawił, że Łańcuchy słucha się tylko czekając na jego wstawki.
Z publikacją tej recenzji, czekałem do ogłoszenia, która z dwóch płyt trafi na pierwsze miejsce OLiSu. Czy bardziej do Polaków trafił Jarmark czy Europa. Dla mnie to wciąż jest jedna płyta, ale następnym razem Filip powinien ograniczyć się do mniejszych pomysłów i wydać nawet tylko EPkę. Albo wrócić do Quebo i nagrać następcę Somy.