Albumy bożonarodzeniowe mają to do siebie, że nie da się ich długo promować – rekordziści dadzą radę robić to od października do najwyżej pierwszych tygodni stycznia. Dlatego też niektórzy artyści postanawiają wydać swoje świąteczne albumy po raz drugi, w roli różnorakich „edycji deluxe” wzbogaconych o kilka nowych kawałków. A że w 2021 wyszło ich niemało, to właśnie im poświęcam drugą część tego zestawienia.
Sia
Jedna z najpopularniejszych songwriterek wydała swój bożonarodzeniowy Everyday Is Christmas w 2017 roku. Jest to jedna z niewielu świątecznych płyt, która nie zawiera żadnego coveru – wszystkie utwory zostały napisane przez Się i Grega Kurstina. Edycja podstawowa zawierała 10 utworów, deluxe – 13. W tym roku artystka postanowiła dołożyć kolejne 3 i tym sposobem mamy Everyday Is Christmas – Showman Deluxe z 16 pop-świątecznymi piosenkami. Święta u Sii są bardzo przebojowe i wręcz taneczne. Wokalistka przedstawia je z tej najlepszej, nieco przesłodzonej strony. Ale takiej, że miło posłuchać.
Leona Lewis
Cholernie szkoda mi Leony Lewis. Mogła zrobić karierę niczym Mariah Carey (obie panie mają tak samo mocne głosy), a tymczasem od momentu odejścia z wytwórni Simona Cowella, kariera artystki stanęła w miejscu. Ostatni album ukazał się 6 lat temu i komercyjnie przepadł, a Leona chce o sobie teraz przypomnieć… reedycją świątecznego albumu z 2013 (o podstawowej wersji pisałem w roku premiery dla Spider’s Web) z dwoma utworami więcej – niemrawym duetem z Ne-Yo oraz nijaką balladą. Głos dalej zapiera dech. Szkoda, że utwory już coraz mniej.
Meghan Trainor
Autorka hitu All About That Bass niedawno przeżyła swój renesans na… TikToku, kiedy jej kawałek sprzed 6 lat stał się tam wiralem. I to chyba najlepsza reklama na jaką może obecnie liczyć, bo komercyjnie dalej jest u niej kiepsko – jak już wspomniałem kiedy pisałem o jej świątecznym albumie w zeszłym roku. Meghan do swojej świątecznej składanki dorzuciła trzy nowe utwory, w tym jeden autorski. I zasadniczo… nic one nie wniosły do zawartości, jest tak samo słodko i cukierkowo. Albo nawet bardziej, bo teraz trzeba się z głosem wokalistki mierzyć o te 10 minut dłużej. Jak ktoś da radę wytrzymać choćby połowę.
Jamie Cullum
Za to, że świąteczny album Jamie Culluma rok temu uciekł mi sprzed nosa, to należy mi się co najmniej palnięcie w łeb. Na szczęście dla mnie, jeden z najzdolniejszych wokalistów jazz-popowych (kocham jego głos) dał mi w tym roku drugą szansę i wydał reedycję The Pianoman At Christmas. I to z niezłym rozmachem! Już pierwotna edycja albumu wydana w 2020 robiła wrażenie – zawierała 10 całkowicie premierowych kompozycji autorstwa Jamiego, nagrane w legendarnym Abbey Road Studios z ekipą ponad 50 muzyków (przypominam, że zrobili to w trakcie pandemii!). Jamie serwuje święta w klimacie swingowo-jazzowym, które porywają do tańczenia charlestona przy choince. Ale artyście zdecydowanie było mało i dołożył w tym roku… dodatkowy album z koncertem świątecznym nagranym z zespołem Kansas Smitty’s! I na dokładkę – kolejne dwa premierowe utwory, dwa single w wersjach „radiowych” (tj. skróconych do 3 minut) oraz przepiękne covery Let It Snow i All I Want For Christmas Is You. Łącznie ponad półtorej godziny świątecznej i swingującej muzyki. Od tego roku jest to mój must-listen każdego grudnia.
Michael Buble
I oto wchodzi on w blasku śnieżnej bieli, niekoronowany król świątecznych piosenek. Michael Buble postanowił uczcić 10-lecie swojego albumu świątecznego (tak, Christmas Michaela oryginalnie wyszło w 2011 roku!) rocznicową reedycją. Ponad 20 utworów które wszyscy dobrze znamy – wzruszająca wersja All I Want For Christmas Is You, Winter Wonderland w duecie z Rodem Stewartem, White Christmas z Shanią Twain, Feliz Navidad, Santa Baby (Michael jest chyba jedynym facetem, który zinterpretował ten szlagier), Jingle Bells… Michael sam sobie żartuje, że jego kariera zaczyna przypominać przypadek Mariah Carey odmrażanej na Boże Narodzenie, ale widać, że mu to ewidentnie pasuje. Cóż – mnie również. Bo jego Christmas leci u mnie co roku każdego grudnia.
Wniosek jest prosty – jeśli w tym roku wyszedł jakiś świąteczny album, a o nim nie słyszeliście, to nie musicie się martwić. Sam artysta wam o tym przypomni, może już następnego grudnia. I może nawet lepiej na tym wyjdziecie, niż ci fani Meghan Trainor, którzy musieli kupić dwa razy ten sam album.