Kiedy rok temu robiłem zestawienie nowo wydanych świątecznych albumów, tak bardzo spodobało mi się to grzebanie, że postanowiłem w tym roku zafundować sobie podobny przegląd. Kto zaśpiewał Last Christmas, a kto Santa Baby? Kto poszedł na łatwiznę biorąc na warsztat same covery, a kto napisał własne piosenki? I komu poszło to lepiej? Pora to sprawdzić, póki atmosfera świąt jeszcze gorąca.
Pentatonix
Członkowie jednego z najpopularniejszych zespołów acapella zdecydowanie cierpią na pracoholizm. Od 2014 roku zdążyli wydać już 10 albumów, mnóstwo EPek, a najnowszy Evergreen jest ich chyba już szóstym wydawnictwem bożonarodzeniowym… a przynajmniej tylu zdążyłem się doliczyć. A że na poprzednich albumach zdążyli już większość świątecznych klasyków przerobić, to na tym znalazły się głównie te mniej popularne – Wonderful Christmastime, Frosty The Showman z gościnnym udziałem Allessi Cary, angielska kolęda I Saw Three Ships, The Prayer które swego czasu rozsławili Celine Dion z Andrea Bocellim oraz River Joni Mitchell. Za to na widok jednego kawałka nieco się zdziwiłem… bo czy I Just Called To Say I Love You Stevie Wondera można nazwać piosenką świąteczną? Niestety, ten album cierpi na tę samą przypadłość co większość studyjnych dokonań Pentatonix – posłucha się raz i szybko zapomni. Nawet z pełnym szacunkiem dla wszystkich tu ciężko pracujących głosów.
Kelly Clarkson
Pierwsza zwyciężczyni American Idol przeszła bardzo długą drogę od pop-rockowej gwiazdki do pop-soulowej divy – do tego stopnia, że ciężko dziś w artystce szukać tej przebojowej dziewczyny sprzed niemal dwudziestu lat. Ale na szczęście, nie ze szkodą dla samej twórczości Kelly, która po zakończeniu pierwszego kontraktu wreszcie zaczęła śpiewać pełną piersią. I to się słyszy również na drugim w jej karierze bożonarodzeniowym albumie When Christmas Comes Around. Głos Kelly najlepiej wybrzmiewa w jej premierowych kawałkach, których na albumie jest aż siedem. Artystka twierdziła, że jest to „jej zwykły album jak każdy inny, ale z odrobiną świąt”. I faktycznie, gdyby z kilku tych kawałków zdjąć teksty, to sprawdziłyby się również poza grudniem i styczniem. A że mamy tu również It’s Beggining To Look A Lot Like Christmas, Jingle Bell Rock czy Santa Baby, to cóż – zawsze można utwór przeskoczyć. Poprzedni bożonarodzeniowy album Kelly (Wrapped In Red z 2013) był naprawdę przyzwoity, ale ten to już klasa wyżej. Ta płyta naprawdę sporo świątecznego klimatu dodała w moim domu.
Darren Criss
Fanom Glee tego pana przedstawiać nie muszę. Pozostałym – poznajcie jednego z najzdolniejszych wokalistów obecnej sceny musicalowej w USA, który dopiero teraz wydał pełnoprawny debiutancki album studyjny (wcześniej miał tylko single i EPki). Szkoda tylko, że świąteczny i – niestety – wtórny i nudny do bólu. Darren zostawia więcej miejsca instrumentom i naprawdę płaskim aranżacjom (serio, tak zjebać Have Yourself a Merry Little Christmas czy River to naprawdę jest sztuka) niż własnemu głosowi. Ja rozumiem, że świąteczny repertuar może nieco ograniczać, ale bez przesady. Zwłaszcza, że na swoich autorskich EPkach Darren głosem aż kipi od emocji – a tutaj z trudem ich uświadczyć. Gdyby nie to nazwisko, nawet bym tego albumu nie zauważył.
Wrabel
Tym razem artysta znany (jeszcze) niewielkiej publiczności, ale już ze sporym dorobkiem. Ma w swoim portfolio utwory dla Backstreet Boys, P!nk, Keshy czy Adama Lamberta. Od kilku lat działa powoli na swój rachunek – jeszcze w tym roku wydał swój debiutancki album, a kilka tygodni temu wypuścił w świat świąteczną EPkę z autorskimi utworami. I za wesoła to ona nie jest. Wrabel śpiewa o tęsknocie, samotności i tym, że nie dla każdego święta to wesoły okres. I robi to tak, że ciary przechodzą. Idealne na odtrutkę dla tych, którym święta kojarzą się podobnie.
Gary Barlow
Kumpel Robbiego Williamsa z czasów Take That chyba pozazdrościł mu własnej płyty świątecznej i postanowił nie być gorszy. Choć jak sam twierdzi, nagrywanie świątecznych piosenek nigdy nie było w jego planach, a The Dream Of Christmas ukazało się głównie dzięki – tak, zgadliście – pandemii. Święta u Gary’ego są bardzo stonowane, spokojne i nieco patosowe. To ostatnie nie jest tu problemem… przez pierwsze pół godziny, bo im dalej w album tym bardziej się nudzi. Tym co całość trzyma w ryzach jest zdecydowanie głos wokalisty, który u Gary’ego jest jak wino – im starszy, tym więcej w nim siły i pasji. Na raz słuchać może nie polecam, ale na pojedyncze kawałki jak najbardziej.
Tulia
Jedyny polski akcent w tym zestawieniu. Tulia śpiewająca polskie kolędy i pastorałki to koncept tak oczywisty, że aż się dziwię, że dopiero w tym roku się on zmaterializował w postaci tego albumu. Znane wszystkim polskim katolikom Bóg się rodzi, Jezus malusieńki, Gdy śliczna Panna czy Oj Maluśki w wykonaniu szczecińskiego trio brzmią tak jak należało się spodziewać – donośnie, mocno, z aranżami na instrumenty ludowe. Do tego parę premierowych utworów, z których najmocniejsze wrażenie robi tytułowy Nim Gwiazda Zgaśnie. Zaryzykuję stwierdzenie, że powstał nowy świąteczny evergreen – a przynajmniej powinien nim zostać. Osobom wyznania chrześcijańskiego i miłośnikom pieśni religijnych polecam ten album po stokroć.
Eagles Of Death Metal
Świąteczna EPka od Eagles Of Death Metal – na papierze to brzmi jak genialny pomysł oraz okazja do ciekawego i może nieco żartobliwego rockowego pokazania świątecznych klasyków. W końcu zespół Josha Homme i Jessego Hughesa najczęściej nie postrzega się śmiertelnie poważnie. W rzeczywistości moje oczekiwania rozbiły się o wręcz nabożne podejście kapeli do O Holy Night, Little Drummer Boy i pozostałych utworów. Są zagrane niemal 1:1 bez jakiegokolwiek wkładu własnego w aranżacje i bez szarży wokalnych. Nieco ponad kwadrans odśpiewania klasyków bożonarodzeniowych – i nic więcej. Aż szkoda.
Norah Jones
No i na koniec ta najlepsza tegoroczna świąteczna płyta w wykonaniu królowej współczesnego jazzu. Mówię poważnie – Norah Jones nagrała materiał, który aż płonie atmosferą świątecznej błogości. Duża w tym zasługa głosu artystki, która wręcz otula słuchacza i wprowadza go w nastrój pełny świątecznego ciepła. Tu naprawdę nie wiem co mam dodać, bo tej płyty trzeba po prostu posłuchać.
Jeśli czytacie to w dniu publikacji, to jeszcze tego samego dnia wyląduje tu druga część tego zestawienia – tym razem z reedycjami albumów świątecznych. A było ich równie dużo co tych premierowych.