Na debiutancki album autorki najbardziej wkurzającego polskiego singla tego lata czekałem z niecierpliwością. Głównie dlatego, że spodziewałem się klapy i dobrego materiału, by móc udowodnić, że laureaci The Voice of Poland nie wiedzą co ze sobą zrobić po programie. I nie ukrywam, że panna Markiewicz mnie trochę na tym polu zaskoczyła.
Nie mówię, że życzyłem Sarsie jak najgorzej w kwestii wydania płyty. Zwyczajnie wiedziałem na co się nastawiać, po tak irytującym kawałku jak Naucz mnie (wyłącznie dlatego, że polskie radiostacje postawiły sobie za cel, by zohydzić nam tę, mimo wszystko, dobrą produkcję) i następnym singlu jakim była nieco nijaka Indiana. A nastawiałem się na napisaną na kolanie średnią płytę pełną utworów z publishingu.
Najważniejsza sprawa: ktokolwiek pisał teksty dla Sarsy (żywię głęboko nadzieję, że nie była to ona), powinien ponownie przystąpić do matury z języka polskiego. Takie kwiatki jak „miłość jedna robi mi straty” czy „23 takie lata, co mi lata to mi lata” wraz z słyszalnym na całym albumie uwielbieniem do inwersji językowej niejednego polonistę przyprawiłyby o zawał serca, nie mówiąc już o tym, że słychać jakby Sarsa gubiła końcówki słów lub wręcz całe frazy. Utworom w języku polskim brak pod tym względem płynności – wokalistka strasznie się gimnastykuje gardłem i językiem by wyrzucić z siebie słowa (Naucz mnie jest tego podręcznikowym przykładem).
I z wad albumu, to w zasadzie byłoby na tyle. Jednak są to mankamenty na tyle istotne dla poziomu tego debiutu, że nie można tu mówić o udanym wstępie na scenę muzyczną – w końcu piosenka musi posiadać tekst. Bo, poza tym, album jest pełen naprawdę chwytliwych popowych beatów, fajnych inspiracji brzmieniami etno i trip-hopem, co słyszeliśmy zresztą już przy pierwszym singlu, a są tu nawet lepsze produkcje od niego jak Pozwól odejść czy pulsujące Feel No Fear – słabym wyjątkiem od tej reguły jest Ona nie jest mną, brzmiące jak demo na nowy album Lany Del Rey (ale, nie wiedząc czemu, właśnie ten kawałek cholernie mi się wgryzł w głowę). A Markiewicz umie śpiewać ciekawie i nieźle operuje głosem. Sęk w tym, że po angielsku słucha się jej o niebo przyjemniej i w jej przypadku wydaje się to być jedyna słuszna opcja.
Jakby nie patrzeć, Markiewicz sama sobą zaniżyła dobry poziom swojego debiutu, mimo że miała (no dobra, wciąż ma!) predyspozycje by stać dalej na ringu o własnych siłach i móc mierzyć się na nim ze starszymy branżowo koleżankami pokroju Cleo czy Eweliny Lisowskiej. Na następny raz proponuję, by Sarsa dała sobie spokój ze śpiewaniem po ojczystemu, zatrudniła dobrych tekściarzy anglojęzycznych i została przy obecnych patentach muzycznych. Wtedy będzie można wreszcie powiedzieć, że komuś na dobre wyszedł udział w The Voice Of Poland.
Nieznosze tej piosenki a ta druga jest jeszcze gorsza.
Tekst w utworze „Zapomnij mi” jest jednym z najlepszych jakie słyszałem. Sztuka ma tę zaletę, że potrafi przełamać bariery i rozpływać się w myślach gonionych fantazją uczuć.
Dla tego milcz Waść!, i wstydu sobie oszczędź.