Natasza Urbańska uderza głową w umywalkę śpiewając piosenkę w dwóch językach, a Michał Wiśniewski wyznaje miłość zastawie stołowej. Tyle wiem o najnowszych przebojach polskiego internetu muzycznego, i wiedzieć więcej nie zamierzam. W zupełności mi to wystarczy.
Jedno i drugie w okresie swoich premier zaatakowało mnie nagle z tablic Facebooka, twitterowego timeline’a, blogów i serwisów informacyjnych. Pośród wszystkich różnorakich wpisów nie zauważyłem ani jednej pozytywnej opinii. Jedno i drugie zostało przez moich znajomych, obserwujących i obserwowanych wyśmiane i ostro skrytykowane. A że doskonale pamiętam jak to było z moim poznaniem „Ona tańczy dla mnie”, zdecydowałem się nie narażać swojej estetyki na kolejne szwanki.
Kiedy Michał Wiśniewski wydał „Piosenkę jak pocałunek” i zapowiedział tym samym nowy album, wiedziałem że rewolucji nie będzie (nie licząc drastycznej zmiany koloru włosów). Singiel słabiutki, śpiew Michała bez emocji, a teledysk sili się na wielkie dzieło z udziałem Izabeli Trojanowskiej. Od albumu postanowiłem się trzymać z daleka – miałem w tym okresie ciekawsze rzeczy do słuchania, między innymi najnowszą Lady GaGę. Nie tylko mnie to nie obeszło, bowiem w wielu mediach dosłownie na moment wspomniono o Wiśniewskim i zapomniano natychmiast.
Jakieś 2 tygodnie po premierze całej płyty Michał zaprezentował teledysk do „Filiżanki”. I wtedy internet zaczął się śmiać. Dopiero wtedy. Wcześniej nikt się nie korcił do sprawdzenia jakie piosenki są na albumie Michała. Musieliśmy dostać teledysk, by dowiedzieć się o czym śpiewa Wiśniewski. Mogę bez problemu założyć się, że wytwórnia celowo wybrała taki kawałek dla zrobienia zamieszania. I to się udało, i internet to kupił. Ja z „Filiżanki” znam tylko fragmenty tekstu. Zaraz mi strzelicie z argumentem, że „hity Rihanny są równie ambitne co Filiżanka”. OK, ale wskażcie mi wśród obecnych gwiazd światowego popu choć jedną, która z taką śmiertelną powagą jak Michał śpiewa o zastawie stołowej. O zastawie stołowej!
Z „Rolowaniem” miałem identyczną historię, tj. wyskoczyła mi nagle z portali społecznościowych. Nataszy Urbańskiej kompletnie nie znam – nie widziałem filmów z nią, jej występów w teatrze również, jej piosenek również nie słuchałem (miała w ogóle jakieś?…). Raz tylko natknąłem się w internecie jak okrutnie zniszczyła „Kiedy powiem sobie dość”. Ale wokal miała całkiem przyzwoity. A tu co nagle wyskakuje? Memy w internecie mówią mi wszystko – Natasza moczy się w umywalce. Bez komentarza. Potem patrzę na tekst i zastanawiam się w jakim języku jest to napisane, i o czym konkretnie to jest.
Został osiągnięty jeden, podstawowy cel – łatwa i szybka promocja. Bo wystarczyła jedna piosenka i teledysk by mówili o tobie wszyscy. Dzięki temu, możemy być bardziej niż pewni że premiera nowej płyty Nataszy (która to będzie pod koniec miesiąca) nie przejdzie bez echa.
Ja nie obejrzałem i nie posłuchałem „Filiżanki” i „Rolowania”. Nie zamierzam tego robić w ogóle. Nie muszę sobie wyrabiać własnej opinii. Wątpię, abym w tym przypadku jakkolwiek wyłamywał się z tłumu i sądził że te utwory mogą być jakkolwiek dobre. Bo wiem że nie są, choćby po samych tekstach to widzę. I nie widzę najmniejszego sensu by zapychać sobie głowę muzyką złą. Po co mi to? Wolę zamiast tego posłuchać sobie czegokolwiek dobrego. Bo zła muzyka ma to do siebie, że często mocno osiada w mózgu (przynajmniej w moim przypadku).