Jurek Owsiak otworzył Pol’and’Rock Festival od wyrecytowania słów Arahji Kultu i przesłania „nie dzielcie się, pomagajcie sobie wzajemnie”. Na koniec powiedział to samo, kiedy na scenie rozbrzmiewało Z tylu chmur Piotra Bukartyka i płynęły słowa „Jedno nad nami niebo”. I w obu tych momentach poleciały mi łzy do oczy. I niejeden raz jeszcze potem – niekoniecznie z emocji związanych z muzyką.
Pol’and’Rock Festival – czyli dawny Przystanek Woodstock – to jeden z tych festiwali, na którym nie sposób ogarnąć wszystkiego i zawsze człowiek będzie żałował, że coś przegapił. Jak ja, kiedy się dowiedziałem, że na koncercie Big Cyc gościnnie zaśpiewała Renata Przemyk, w tym samym czasie kiedy słuchałem koncertu Gojiry. Wiele razy też duch jest ochoczy, ale ciało słabe. Koncerty Tides From Nebula, Balkan Beat Box i In Flames z trudem wysłuchałem do połowy padając ze zmęczenia. Ale wszystkie inne kapele mocno mi to zrekompensowały! Nie jestem w stanie wam napisać o wszystkich (było ich naprawdę dużo…), za to krótko wspomnę o tych, które zrobiły na mnie największe wrażenie.
Dubioza Kolektiv na otwarcie była chyba najlepszym możliwym pomysłem z całego line-up’u, ale w sumie…. wiedziałem, że tak będzie. Było energicznie, momentami wręcz punk-rockowo, a publiczność tańczyła jak jej zespół zagrał. Wszyscy potem solidaryzowali się pod jednym hasłem, które Jurek Owsiak ochoczo powtarzał przez pozostałe dni festiwalu: „polityka to je kurwa” (przepraszam, że tak wulgarnie, ale to autentyczny cytat zespołu!)
Jest kilka takich polskich kapel, które miałem możliwość by zobaczyć na żywo, ale nigdy jakoś się nie składało. I do nich też należał Hunter. Szczerze się przyznaję – nie znam utworów zespołu, ale jego otoczka i estetyka „las-metalu” (podobno sam Grzegorczyk kiedyś tak nazwał muzykę zespołu) jest dla mnie dziko fascynująca. Dlatego postanowiłem sprawdzić „o co tam chodzi”. I zobaczyłem fantastyczny mariaż tekstów o upiorach i demonach z fantastycznymi melodiami. Obiecuję sobie, że zacznę więcej słuchać Huntera, przypominajcie mi o tym!
Na Blues Pills czekałem mocno zniecierpliwiony cały rok. I wcale nie przesadzam, bowiem ta kapela odwołująca się w swojej twórczości do tradycji rocka i bluesa, miała zagrać w Kostrzynie już rok wcześniej. Zapewne nie tylko ja czekałem, bo kiedy Elin Larrson weszła na scenę ze słowami „wreszcie do was dotarliśmy!”, rozległy się gromkie brawa. A potem już tylko mistyczny, rockowy spektakl w rytm świetnych utworów zespołu. A Elin śpiewa na żywo jeszcze lepiej niż brzmi w warunkach studyjnych!
Podobno podczas koncertu Snowman kamerzyści Kręcioła.tv często kierowali obiektywy w moją stronę. Nie wiem, bo za bardzo byłem zajęty obecnością mojego ulubionego poznańskiego zespołu na Dużej Scenie. Kowalonek i spółka w dobrej formie, próbujący rozgrzewać (niezbyt liczną) publiczność, a do wszystkich kawałków można było szaleć i tańczyć. Ale, szczerze mówiąc, ten zespół lepiej wypadał dla mnie w warunkach bardziej kameralnych niż na tej olbrzymiej Pol’and’Rockowej scenie.
Za to Counterfeit swoim powrotem na festiwal udowodnili, że Złoty Bączek im się po prostu należał. Fani, którzy stawili się tłumnie piszczeli jak szaleni, a pozostała publika również szybko dała się przekonać zespołowi. A następne po nich Soulfly nie zwolniło tempa, tylko jeszcze ochoczo zachęcało do wariowania i darcia mordy. Dwa odmienne zespoły, a naprawdę mocno połączyły pokolenia.
A poza tym, zobaczyłem jeszcze Całą Górę Barwinków, P.Unity, Judas Priest, Zalewskiego, Apey & The Pea… I jeszcze było mi mało!
Jeśli chodzi o „podwyższone ryzyko”, to była nim tylko – co potwierdzą wszyscy uczestnicy – pogoda. Obecność Oka Saurona – zbudowanego przez tę samą ekipę, która na festiwal przywiozła w poprzednich latach m.in. Sokoła Millenium i barejowego Misia – naprzeciw Dużej Sceny okazała się prorocza. Wszyscy lubimy słońce i ciepło, ale kiedy w szczerym polu w kilkuset tysięcznym tłumie mamy niemal 40 stopni, to wszyscy błagali o deszcz i walczyli o cień. Ludzkość chłodziła się na wszelakie sposoby – kilkukrotne kąpiele pod lodowatymi prysznicami, nawet w ubraniach, tradycyjny grzybek, a tegorocznym hitem okazały się wszelakie spryskiwacze, w które zaopatrzyli się uczestnicy. Sam też bez takowego nie ruszałem się z namiotu. Decyzję komendanta straży pożarnej pozostawię bez komentarza, bo zamiast tego wolę podziękować ekipie OSP Żary, która spisała się na medal, a także każdemu, dzięki któremu przyjechał wóz spod Berlina. Co też pomogło zniwelować unoszący się nad publicznością kurz i pył pod scenami. W sobotę można było zobaczyć nawet wir powietrzny!… Podsumuję to tak – za rok nie przyjadę bez maski przeciwpyłowej, bo jeszcze w niedzielę kichałem na czarno.
Jak co roku, nie odpuściłem sobie spotkań na ASP, nawet mimo tego, że dla Doroty Wellman trzeba było być już przed 10 rano – a na Pol’and’Rocku ta godzina jest wręcz nieludzka, jeśli ostatnie koncerty zaczynają się nawet o trzeciej nad ranem… Wellman jak zwykle zafascynowała mnie podejściem do spraw społecznych i dystansem do samej siebie. Dzień wcześniej ujrzałem legendę polskiej telewizji, którego program satyryczny – chyba można to przyznać – wyprzedził rzeczywistość: Jacka Fedorowicza. Zarówno Wellman jak i Fedorowicz mieli do uczestników to samo przesłanie – ruszcie d*py i walczcie o swoją wolność, zanim ją wam zabiorą. Obu co chwila nagradzano gromkimi brawami. I jestem pewien, że innych gości na ASP również.
Teraz chwila na pochwalenie się. Jako, że w tym roku udało mi się otrzymać akredytację prasową, to miałem wstęp na konferencje dla dziennikarzy (znalazłem czas tylko na jedną, z udziałem sponsorów i patronów festiwalu), a także mogłem oglądać koncerty z balkonu dla mediów. Z czego ochoczo korzystałem. Ten widok publiczności tańczącej pod sceną jest wprost przepiękny.
Dorota Wellman, Jacek Fedorowicz i Jurek Owsiak wołający do młodzieży by zmieniali ten kraj. Counterfeit i Dubioza Kolektiv śpiewający o braku zaufania do jakiejkolwiek władzy. Ten Pol’and’Rock Festival przejdzie do historii, nie tylko jako pierwszy z nową nazwą. Również jako ten, kiedy wyraźnie trzeba było dawać uczestnikom znać, że nie wolno siedzieć cicho. I taki ten festiwal chcę oglądać, do takiego chcę za rok wrócić. Nawet jeśli nie będzie potrzeby już o coś wojować.