Make fuck, not love, czyli piosenki o seksie

Make fuck, not love, czyli piosenki o seksie post thumbnail image

Walentynki. Dla jednych fajne święto miłości, dla innych przereklamowane i nachalne epatowanie serduszkami, dla jeszcze innych to dzień osób chorych na padaczkę. Niezależnie od tego po której stronie tej barykady stoicie, chciałbym z wami pogadać o jednym z najlepszych aspektów miłości. O miłości fizycznej, czyli po ludzku mówiąc, o seksie.

Bo seksie nie śpiewa się wprost. I nie tak często, jak o miłości po prostu. Ta druga wylewa się z co drugiej piosenki słyszanej w radiu. Na upartego można powiedzieć, że o miłości jest nawet Tata dilera. I dla mnie zaczyna się to robić nudne. Zaczynam przez to myśleć, że wielu muzyków niechętnie uprawia seks. Albo nie chce o nim pisać. Jak na ironię, nawet soundtrack do Fifty Shades Of Grey (który jest całkiem niezły, ale o tym kiedy indziej) nie ma w sobie  ani jednej piosenki, gdzie pada słowo „sex”. Ba, nawet wdzięcznego „fuck” tam nie uświadczymy.

Zaczęło mnie to od dłuższego czasu wkurzać. Zacząłem dogłębnie szukać utworów, gdzie mamy cokolwiek na temat uprawiania miłości łóżkowej. I bez żadnych alegorii, z jak największą dosłownością. Żeby przekaz utworu był jak najbardziej jasny już po pierwszych słowach – rzuć wszystko i chodź się pieprzyć. Nie znalazłem tego wiele, ale to co wam teraz pokażę przywróciło mi wiarę, że są jeszcze muzycy, którym chce się śpiewać o tematach tabu. Bo seks chyba wciąż nim dla niektórych jest.

Pierwsza propozycja jest może niezgodna z tematem, ale wciąż bardzo pruderyjna. P!nk chyba nie muszę wam przedstawiać. Niepokorna wokalistka śpiewa o tym jak to jest znudzona i niezaspokojona seksualnie, a jej kochanek już usnął. Co więc robi w takiej sytuacji kobieta wyzwolona? Robi sobie dobrze swoimi palcami. Tak – P!nk nagrała dosłowną piosenkę o masturbacji. Mało tego – jeszcze to wykonywała na koncertach!

Propozycja nr. 2. Dobra, wiem że panów z The Lonely Island nie można traktować serio, ale na Boga, I Just Had Sex z gościnnym występem Akona to jeden z najbardziej wyzwolonych i dosłownych kawałków jakie w życiu słyszałem. Tu nie trzeba nic dopisywać, to mówi aż za bardzo za siebie.

Nr. 3 to panowie z duetu Ying Yang Twins. Duet uprawiający muzykę na pogranicza hip-hopu i crunk, istnieją od 1997 roku, mają na koncie sześć płyt, siódma od jakichś dwóch lat jest w drodze. Wait (The Whisper Song) kawałek z 2005 roku, mocno wulgarny i bardzo oszczędny w brzmieniu. Panowie delikatnie szepcą w kobiece ucha żeby „zaczekały aż zobaczą ich fiuta, i to co potrafi z nimi zrobić”. Szowinistyczne i uprzedmiotawiające kobiety? Jak najbardziej. I jeszcze dotarło do 15. miejsca listy Billboardu.

https://www.youtube.com/watch?v=rPC6328ulVM

A teraz wracamy do Polski. Ku mojej uciesze, jest kilku (dosłownie – kilku) wykonawców którzy o seksie lubią śpiewać. Ale nie tak dosłownie jak powyższe przykłady. Jednak po dwóch-trzech lekturach tekstu człowiek już doskonale wie co autor miał na myśli.

Kasia Nosowska. Uznalibyście ją za osobę seksowną? No właśnie, i to jest najlepsze. Cicha myszka i królowa polskiej sceny, o seksie i innych ludzkich zbliżeniach śpiewała na swych solowych albumach ze znaną jej poetycką liryką. O lesie – tekst erotyczny z mocnym podtekstem… ekologicznym. Nosowska na łonie natury „leży cicho na wznak” i nawołuje ukochanego by „porzucił miasto i przyszedł do niej”. I wszystko przybrane w formie wychwalania wszechobecnego piękna przyrody polskiej.

Mistrzostwem Katarzyny Nosowskiej w śpiewaniu o seksie jest jednak Konsorcjum K.C.K z poprzedniej płyty. Zacytuję tu tylko jedną zwrotkę: „Co w nim wypukłe – z tym co wklęsłe w niej splecione w całość”. Naprawdę wam to muszę interpretować?

Kolejny sznyt poetycki w śpiewaniu o seksie – Krztysztof „Grabaż” Grabowski, tutaj ze Strachy Na Lachy. Tu już naprawdę trzeba się nagłowić z interpretacją, ale po długiej analizie wiemy że „dziewczyna z chłopięcymi sutkami” po prostu ma małe piersi, „usta donkiszocieją od zacałowania” bo robią to już bardzo długo, a „wąż z delikatnym miąższem” to… kapujecie? Kłaniam się przed Grabażem w pas.

Dalej Polska, ale w wydaniu angielskim. Do panów z Afromental mam sentyment wyłącznie za pierwszą, naprawdę dobrą płytę. Kolejna Playing With Pop bardzo mnie rozczarowała, ale jak robiłem research do tego wpisu i dowiedziałem się o istnieniu tego kawałka to… aż mi szczęka opadła ze śmiechu. Wojtek Łozowski śpiewa, że najpierw chce przynieść dziewczynie kwiaty, a potem że w zamian ona może „pobawić się jego wieżą” i „on pobawi się jej kwiatem”. Płaczę ze śmiechu.

A na koniec absolutny klasyk internetu, czyli Ona robi loda mu.
Wesołych walentynek wam życzę!

PS. Wielkie podziękowania dla Agnieszki Gorońskiej za pomoc w wyszukiwaniu najbardziej „pieprznych” i zboczonych kawałków.
PS.2 Jeśli macie własne ulubione kawałki o seksie – podzielcie się nimi. Z chęcią posłucham!

2 thoughts on “Make fuck, not love, czyli piosenki o seksie”

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *