Stało się. Ukazała się nowa płyta Michaela Jacksona, już druga pośmiertna. Mimo, że dla mnie wydawanie płyt pośmiertnych powinno być potępiane, to nie mogłem nie przesłuchać XSCAPE. I teraz czuję się iście ambiwalentnie.
Dlaczego? Bo XSCAPE brzmi świetnie. Muszę to przyznać, zwłaszcza jako ten który nigdy nie był fanem MJ. Nigdy wcześniej nie ciągnęło mnie do słuchania Michaela. To był okres kiedy nie poszukiwałem swojego gustu muzycznego. A stacje radiowe i telewizyjne pokazały mi jego utwory dopiero po feralnym 25 czerwca 2009. I potem wystarczyły zaledwie trzy dni i znałem wszystkie największe i te mniejsze hity MJ na pamięć. Hype nakręcony po śmierci Króla Popu (plus hipokryzja mediów) nie zachęcały mnie do słuchania całych dyskografii. Po paru miesiącach zdarzyło mi się przesłuchać całe Bad i Thriller raz czy dwa razy. Ale nie miałem i nie mam żadnego ciśnienia, żeby znać całą jego twórczość.
Dobra, wracamy do XSCAPE. Należy zaznaczyć podstawową rzecz – nie jest to nowy album MJ, a bardziej kompilacja. Album powinien być spójnym, jednolitym zbiorem utworów, a tego na XSCAPE nie mamy. Od samego początku słuchania mamy świadomość, że to zbieranina utworów z różnych okresów twórczości MJ i przerobiona na współczesną modłę pod okiem, m.in. Timbalanda i Rodney’a Jerkinsa. Zanim jednak sięgniecie po nowe „aranże”, polecam posłuchać oryginalnych dem, które zamieszczono na wersji deluxe płyty. Są to utwory w wersjach jakie zostawił sam MJ. „Szkieletów” tych utworów, bo tak można je nazwać, słucha się z niezwykłą przyjemnością. Ich surowe brzmienia urzekają do tego stopnia, że np. Loving You można by w ogóle nie zmieniać, tak samo jak kawałka tytułowego.
Większość różnorakich źródeł internetowych mówi, że oryginalne nagrania pochodzą głównie z sesji do albumów Invisible i Dangerous. Nawet nie znając całych płyt MJ można usłyszeć ducha tych czasów, nawet w wersjach poprawionych. No właśnie – chwała panom producentom, że nie postanowili podkręcać do przesady starych nagrań do stopnia dzisiejszych klubowo-popowych bangerów. Postanowiono jak najmocniej oddać muzycznie trendy z czasów świetności Michaela. Do You Know Where Your Children Are bardzo przypomina Leave Me Alone, a Blue Gangsta ma w sobie coś z klimatu Bad. Slave To The Rhythm i Chicago brzmią najbardziej współcześnie i najbardziej dopieszczone są produkcyjnie. Bez problemu wyobrażam sobie te kawałki w grane non-stop każdym możliwym klubie. Mi nogi i ciało samo się rwie do ruszania podczas słuchania. A gdyby Love Never Felt So Good nagrano z Justinem Timberlake’iem jeszcze za życia Michaela, to można by to nazwać symbolicznym oddaniem tronu i korony Króla Pop.
Mam jednak problem natury moralnej z tą płytą. Jakkolwiek genialna by ona nie była, to boję się w zaświatach spojrzeć Jacksonowi w oczy. I wszyscy słuchający tego powinni się bać, a także ci którzy za wydaniem XSCAPE stoją. A co jak Michael nam wszystkim powie, że nie chciał tych nagrań pokazać?
8/10