Jak można napisać recenzję albumu, którego premiera dopiero za dwa tygodnie? Najprościej powiedzieć że „słuchając wycieków płyty”. W moim wypadku nie ma mowy o czymś takim. Jeden z polskich sklepów mp3 – Play The Music, dla klientów sieci Play – przedwcześnie udostępnił nowy album Guano Apes do pobrania. Pierwotnie album miał się ukazać już piątego maja, jednak zespół przełożył premierę o cały miesiąc. Na stronie zespołu, facebooku i na iTunes widnieje data 30 maja. W Play The Music nikt najwyraźniej takiej informacji nie dostał, bo można już tam kupować najnowszy krążek niemieckiej formacji, która przed laty porwała Europę takimi hitami jak Open Your Eyes czy Lords Of The Boards. Jednak ja radziłbym się wstrzymać z wydawaniem pieniędzy.
Krótka piłka – Offline to totalnie nijaki album. Bel Air, pierwszy po reaktywacji zespołu album, był całkiem niezłą próbą napisania siebie na nowo. Udaną, dodajmy do tego. Ale Offline brzmi od początku jak totalna popłuczyna, jakby zespół nie wiedział do końca co ze sobą zrobić. Co gorsza, niemal w każdym kawałku przez chwilę dają nam nadzieję że za chwilkę będzie taki przekonywujący czad jak za dawnych lat – a to niezła solówka w Like Somebody, intrygujący wstęp Cried All Out, delikatne wpływy gitarowego country w Hey Last Beautiful. Ale zaraz potem mamy Fake i „t’s Not Over gdzie jest więcej disco i syntezatora, Water Wars brzmiące jak kiepska podróba The Kooks, a do tego wszystkiego Sandra Nasic zamiast się porządnie wydrzeć więcej zawodzi. Przy czym „wydzieranie się” to nie żadna aluzja do płyt sprzed reaktywacji – na Bel Air wiele razy wokalistka daje słuchaczowi do zrozumienia że umie mocno śpiewać.
Są tylko trzy chlubne wyjątki. Pierwszy singiel Close To The Sun był do polubienia za chwytliwość i melodyjność. Na dwóch innych kawałkach można się na chwilę zatrzymać – Jiggle z gościnnym udziałem producentów elektroniki Sola Plexus, i finalny The Long Way Home, który przypomina czasy albumu Walking On A Thin Line. Album jako całość wypada natomiast blado i beznamiętnie.
Mam dosyć, idę posłuchać Don’t Give Me Names. A tym, którzy lata temu na koncertach Guano Apes zdzierali gardło i kręgosłup pogując do Big In Japan i Lords Of The Boards radzę sobie oszczędzić nerwów i nie odpalać Offline. Jeszcze będziecie skłonni uznać że Guano Apes nie powinno się reaktywować.
4/10