Na mojej skrzynce mailowej mam od groma rekomendacji muzycznych. Menadżerowie, promotorzy i muzycy wysyłają mi od groma zdjęć, linków, informacji prasowych oraz próśb o „podanie dalej” czy napisanie czegokolwiek. Szczerze, to chciałbym móc odpisać im wszystkim. Ale niestety, praca mi nie pozwala, doba jest za krótka, mój organizm nie wyrabia i nie jestem w stanie sprawdzić chociaż połowy. Od czasu do czasu coś odpalę. I szczerze mówiąc, niewiele z tej muzyki zachwyca mnie na tyle, bym mógł z czystym sumieniem polecić ją dalej. Ale tez w tym „od czasu do czasu” trafi mnie coś naprawdę ciekawego. I tym razem jest tym zespół Late Clock, który niedawno wydał swój debiutancki album Broken.
Late Clock to warszawski rockowy kwartet łączący u siebie klimaty blues-rocka, stonera i grunge’u z popowymi melodiami. A nad tym wszystkim aksamitny i mocny zarazem głos wokalistki Sylwi Drabik. Kiedy w marcu dostałem na skrzynkę ich singiel Ocean i odpaliłem… to przepadłem. Kurde, takiego klimatu wtedy potrzebowałem. Od razu polubiłem i czekałem na więcej.
Pierwsze co mnie najmocniej chwyciło po starciu z całym albumem – nawiasem mówiąc, bardzo krótkim, bo trwa zaledwie pół godziny – to popisy wokalne Sylwii. Już w otwierającym album Szach i mat potrafi delikatnie zaśpiewać, a potem mocno i przekonująco wrzasnąć. Tak samo potrafi się zabawić w Pogubieni czy Paranoja. Nie wiedzieć czemu, ale zdecydowanie ciekawiej słucha mi się jej po angielsku niż po polsku (na albumie są dwa anglojęzyczne utwory – singlowy Ocean i tytułowy Broken).
Muzycznie jest dokładnie tak jak mogłem się spodziewać – sporo inspiracji polskim rockiem lat 90., który wtedy mocno się zachłysnął stylistyką grunge i stawiał przede wszystkim na nieco przestrojoną gitarę. Szybko, mocno, bez zbędnych dodatków. W info prasowym jest mowa o „popowych melodiach”, ale ja bardziej słyszę chęć zrobienia łatwych melodii. Bo gitara z perkusją lecą tam bardzo płynnie, pod delikatny miks, ale chwytliwości – która przecież cechuje pop – tam jak na lekarstwo. Co nie znaczy że jest źle, po prostu ta jedna informacja jest mocno nietrafiona.
Reasumując, pełnoprawny debiut bardzo poprawny i dający nadzieję na więcej ciekawych rzeczy. Ale nie mam wątpliwości, że bez Sylwii Drabik na wokalu nie znalazłbym w muzyce Late Clock nic dla siebie. Jak to zwykle mam w takich zespołach, które uda mi się przesłuchać w tym słynnym „od czasu do czasu”.