Zapewne są gorsze sytuacje do przepracowania niż to, kiedy twój idol z dnia na dzień okazuje się gnojkiem wykorzystującym seksualnie swoich współpracowników i/lub fanów. Ale to ty musisz nagle postawić się po którejś stronie. Bo są kwestie, których przemilczeć nie można. Mimo, że czasami by się chciało to robić przez całe życie.
TRIGGER WARNING: PRZEMOC SEKSUALNA
Kiedy Ian Watkins z zespołu Lostprophets został w 2012 oskarżony o pedofilię i rozpowszechnianie pornografii dziecięcej, prokuratura miała na to twarde dowody – a także samego oskarżonego, który do wszystkiego się przyznał – więc sprawa była jasna: tego człowieka należy od razu potępić. Z R. Kellym rzecz miała się podobnie: zbierane przez lata dowody i zeznania oraz świadectwa kobiet w dokumencie Surviving R. Kelly wystarczyły, by wcześniej z nim współpracujące Lady Gaga i Celine Dion natychmiast usunęły ze streamingów nagrane z nim swoje piosenki, a opinia publiczna niemal jednogłośnie wiwatowała po ogłoszeniu wyroku (który sprawił, że wokalista resztę życia spędzi w więzieniu). Kiedy w 2009 zobaczyliśmy zdjęcie siniaków Rihanny na jej twarzy zrobionych przez Chrisa Browna, wtedy też nikt nie miał wątpliwości na co Brown zasługuje. Ale kiedy – i to coraz częściej – mamy tylko słowo przeciwko słowu, to jednoznaczny osąd jest niemożliwy. W szczególności w atmosferze szybkich cancelów na TikToku oraz mediów wypluwających nagłówki nastawione na kliki i sensację. A internet wtedy wymaga postawienia stanowiska niemalże od razu. Zwłaszcza jak jesteś fanem domniemanego gwałciciela i przemocowca.
Od paru tygodni w niemieckich mediach pojawia się coraz więcej relacji domniemanych ofiar Tilla Lindemanna, wokalisty Rammstein. Wszystko zaczęło się po tym, jak niemiecka kapela zaczęła 22 maja w Wilnie swoją najnowszą trasę koncertową, w ramach której pod koniec lipca zagrają na dwukrotnie wyprzedanym Stadionie Śląskim w Chorzowie. Obecna na tym koncercie 24-letnia Shelby Lynn została zaproszona na imprezę organizowaną przez Lindemanna, a gdy z niej wróciła, odkryła że ma ciało pokryte sińcami. Powstałych przez to, że, jak twiedzi, miała odmówić seksu liderowi Rammstein.

Shelby Lynn nagłośniła sprawę w internecie. Zespół szybko wystosował oświadczenie w którym wszystkiemu zaprzeczył. Ale machina ruszyła – niemieccy dziennikarze śledczy zaczęli masowo docierać do relacji kolejnych dziewczyn, których lider Rammstein miał wręcz zgwałcić. Schemat niemal zawsze ten sam – młode dziewczyny z pierwszych rzędów wynajdywane przez specjalnie do tego zatrudnioną agentkę i zapraszane na backstage przed koncertami lub po, kuszone możliwością ekskluzywnego spotkania z zespołem. Oferowano tam darmowy alkohol i narkotyki. Odurzone nimi dziewczyny miały być gwałcone przez Lindemanna. Proceder ten miał trwać już od wielu lat na trasach koncertowych niemieckiej kapeli. W momencie gdy piszę te słowa, jeszcze nikt nie mówi o drodze sądowej, za to Shelby Lynn nie zamierza przestać nagłaśniać sprawę i zapowiada walkę w imieniu wszystkich skrzywdzonych.
Tyle z rysu sytuacyjnego. Nie wiemy kto ma rację. Możemy wierzyć domniemanym ofiarom lub zespołowi. Jak nie jesteście fanami Rammstein, może was to nawet nie obchodzić. Ja z kolei czuję się postawiony pod ścianą i przed dylematem pt. „czy wolno mi się cieszyć muzyką człowieka, oskarżanego o gwałt”. Bo już nie pierwszy raz to przeżywam.
W 2021 roku aktorka Evan Rachel Wood oskarżyła o molestowanie seksualne swego byłego partnera – Briana Warnera, dobrze wam znanego jako Marilyn Manson. I ten sam schemat: artysta od razu został pozbawiony kontraktów wydawniczych i aktorskich, media zaczęły zbierać kolejne świadectwa osób rzekomo pokrzywdzonych przez Mansona. Z tą różnicą, że tutaj sprawa trafiła do sądu i wciąż jest w toku. Aktorka nakręciła też cały dokument opowiadający jej historię jako ofiary przemocy domowej, a Manson wszystkiemu zaprzeczył i pozwał Evan Rachel Wood o zniesławienie (jego pozew został niedawno odrzucony).

Sprawy Lindemanna i Mansona utknęły w limbo. Pierwszego z nich – w medialnym, bo Rammstein ze świeżo wynajętym zespołem prawników oraz PRowców gra na zwłokę i przeczekanie aż sprawa ucichnie, nie chcąc odwoływać trwającej trasy koncertowej. Drugiego – w limbo sądowym, bo czekamy na kolejne rozprawy. A nam zostają tylko domniemania, spekulacje i wątpliwości „komu wierzyć”.
Czemu do świeżej sprawy lidera Rammstein przywołuję akurat Mansona? Z prostej przyczyny – muzyka ich obu była dla mnie ważna na jakimś etapie życia, mogłem na swój sposób nazwać się ich fanem, chodziłem na ich koncerty. A potem dowiedziałem się, że ci ludzie mogli kogoś dotkliwie skrzywdzić i nie ponieść za to żadnych konsekwencji.
Zaraz mi ktoś pewnie zechce powiedzieć „ale co cię to obchodzi, przecież to nie twoja sprawa”. Oczywiście, że to moja sprawa. Chodząc na koncerty jednego i drugiego, słuchając ich muzyki oraz okazując jakiekolwiek zainteresowanie czy aprobatę ich twórczości, dokładam cegiełkę do legitymizacji ich działań – czy to biznesowych czy tych kryminalnych. Tu absolutnie nie działa „oddzielenie autora od dzieła” (które to, moim zdaniem, działa tylko wtedy kiedy autor już nie żyje i nie ma jak zarobić na swoim dziele). Jeśli dajesz zarobić gwałcicielowi, to tym samym nie obchodzi cię los jego ofiar. A dla mnie to jest sprawa jeszcze bardziej osobista.
Bo wiem doskonale jak to jest bać się mówić o gwałcie.
Bo przecież nikt mi nie uwierzy.
Bo przecież byłem w sytuacji kiedy „sam chciałem”.
Bo przecież mogłem się bronić.
Bo przecież nie mam dowodów.
Bo przecież „25-latek zawsze chce seksu”.
Do dzisiaj nikomu o tym nie opowiadałem i prawdopodobnie nigdy nie opowiem w całości. Bo nie chcę słyszeć słów potępienia i nie chcę też współczucia. I domyślam się, że potencjalne ofiary Lindemanna też mogły tego chcieć. Bo o gwałcie strach mówić głośno, w szczególności kiedy winny jest potężną osobą publiczną, posiadającą armię fanów czy prawników, gotowych stanąć murem za twoim oprawcą. Murem, który ciebie bezlitośnie i szybko zmusi do milczenia. Mnie do milczenia zmusił tylko wstyd. Którego prawdopodobnie nie pozbędę się nigdy.

Chcę wierzyć ofiarom. Bo wiem co mogą czuć. Ale nie jestem sądem, nie jestem prokuraturą, nie jestem stroną w sprawie. Nie wiem nic więcej poza tym, co mi zaserwują media, które – jak wspomniałem wyżej – wypluwają mi nagłówki nastawione na kliki i sensację. Nie wydam żadnego osądu, nie jestem w stanie opowiedzieć się jasno. Zostają mi tylko dylematy i wątpliwości. A w przypadku Tilla Lindemanna jeszcze bilety na lipcowy koncert Rammsteina w Chorzowie. Których nawet nie mam jak sprzedać, bo są imienne.
Jeśli doświadczasz przemocy seksualnej, nie bój się prosić o pomoc. Zgłoś się na policję lub do niżej wymienionych fundacji:
-Fundacja Feminoteka: 888 88 33 88 (od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00–20.00)
-Fundacja Centrum Praw Kobiet: 600 07 07 17 (całą dobę)
-Fundacja Przeciw Kulturze Gwałtu (darmowa pomoc prawna): 506 467 523
-Ogólnopolskie Pogotowie dla Ofiar Przemocy w Rodzinie „Niebieska Linia”: 22 668 70 00