Lana Del Rey i jej in-vintage

Drogi czytelniku, jeśli nie wiesz kim jest Lana Del Rey, lub jej utworów nie znasz – nie musisz tego czytać. W zasadzie nie powinieneś, bo wielu rzeczy możesz nie zrozumieć. Chociaż może co nieco ci się rozjaśni, jak poczytasz. Ale przepraszam, już wracam do tematu. A właściwie zaczynam temat.

Lana Del Rey. Wszyscy już wiemy – szybka kariera, napompowane usta, rozpieszczona córeczka obrzydliwie bogatego tatusia, nie umie śpiewać, a mimo tego sprzedaje płyty w świetnych nakładach, wyprzedaje koncerty. Darujmy sobie jakiekolwiek dywagacje na temat jej muzyki, jej drogi do kariery. Pogadajmy tu o czymś innym. Czymś, co jest niewątpliwie, już swego rodzaju, znakiem charakterystycznym panny Del Rey. Jej wizerunek, jej styl „vintage”.

W swoim wizerunku Lana jest niewątpliwie wyjątkowym (fani Lany, wybaczcie to słowo) produktem w erze wybuchających staników Lady GaGi, Madonny otaczającą się tabunem chłopców młodszych o ponad połowę, wulgarnej Nicki Minaj, i Rihanny epatującej seksem. Z koleżanek z branży to można ją porównać najwyżej do Adele. Ale kariera Adele wyrosła głównie na muzyce. W przypadku Lany – również (albo i przede wszystkim) na image’u.

Pamiętam swój pierwszy kontakt z Laną – był to oczywiście teledysk Video Games. Pomyślałem sobie: jasna cholerka, kto w XXI w. robi takie klipy, i taką muzykę? I jeszcze chce to kierować w target mainstreamowy? Przecież to nijak nie wyjdzie! A jednak styl muzyki i wizerunku Lany okazał się strzałem w dziesiątkę.

LanaStonowane kolory, bez ekstrawagancji i świecenia ciałem, makijaż podkreślający urodę, zwykła fryzura,  i nawet to lekko uśpione spojrzenie na niemal wszystkich zdjęciach – wszystko jest bardzo spójne, przywołuje ducha lat 50., i idealnie współgra muzyką panny Lizzie Grant (surprise! to jej prawdziwe imię i nazwisko!). W teledyskach jest identycznie – Lana zmysłowa, seksowna, wsadzona między ujęcia sprzed ponad pięćdziesięciu lat. I trzeba przyznać, że gdy Lana debiutowała, to było to niewątpliwie świeże, intrygujące, przyciągające wzrok. Na tym polegała jej siła przebicia. Ale pozostaje pytanie – jak długo będzie się dało to utrzymać? Czy Lana kontynuując karierę zamierza na zawsze „zostać w innej epoce”? Czy może jej styl będzie ewoluował?

Bądźmy szczerzy – nie wszystko da się ciągnąć w nieskończoność, zwłaszcza image. Wystarczy popatrzeć chociażby na Rihannę –  ze słodkiej dziewczyny zmieniała się w kobietę-wampa, by potem przeistoczyć się w rozszalałą imprezowiczkę epatującą seksem. Lady GaGa – najpierw lateks, platynowe włosy i disco, potem krew, morderstwa, potwory i krzyże. A co zrobi Lana?

Pewnie ktoś sobie tu zaraz pomyśli „a po co ona ma się zmieniać? Niech taka zostanie, taką ją kochamy”. Dobra, dobra. Tylko to nie znaczy, że zawsze się taka będzie sprzedawać, i że się kiedyś nie opatrzy. Bo nie wiem jak was – ale mnie już zaczyna męczyć, i nudzić jej wciskany wszędzie vintage. Ona lada chwila może stać się niewolnicą własnego wizerunku, i nikt nie będzie chciał jej widzieć inaczej.

Nie zrozumcie mnie źle – lubię Lanę za to jaka jest teraz, jej album kupiłem i słucham go z przyjemnością. Ale stałego wałkowania jednego motywu nie jestem w stanie przyswoić. Dlatego, Lana – mam do ciebie prośbę. Odśwież swoją garderobę, zmień wreszcie fryzurę, i nagrywaj coś nowego. I pozostań świeża, seksowna i zmysłowa. Wierzę że dasz radę.

(pisane przy dźwiękach pierwszej płyty Lany, oraz mojej playlisty Paramore)