Garbage i ja

Garbage i ja post thumbnail image
Chciałbym wam powiedzieć o pewnej mojej miłości. Muzycznej, oczywiście. Do pewnego zespołu.
A zespół ten, to Garbage.

Zaczęło się – jak to zwykle w moim przypadku – że mam w otoczeniu wielkiego fana zespołu, który mnie nim zaraził. Zaraził skutecznie. Bardzo. Ten głos, i świetne melodie mi się ostro wgryzały w mózg. Największe apogeum psychozy zostało przeze mnie osiągnięte, gdy ogłoszono występ na Orange Warsaw Festival 2012. Piszczałem i skakałem z radości, by parę dni później zdać sobie sprawę, że mi ucieknie pierwszy od ponad dekady występ Garbage w Polsce. A potem w wakacje się rozpłakałem ze szczęścia. 16 listopada Garbage zagrają w Krakowie!!! Dla mnie to drugi kraniec Polski, ale niech tam! I must see them!!!
Ach, przepraszam, a jeszcze coś o mojej miłości…
Wyobraźcie sobie taką oto sytuację. Jesteście na spacerze ze znajomymi – dajmy na to, po parku, ew. po lesie. Spokój i cisza dookoła, wy sobie wesoło gawędzicie i rozkoszujecie się pięknem natury. Nagle, niczym jak ten grom z jasnego nieba który Balladynę z powieści Słowackiego poraził, słychać zza drzew głośne i okrutne fałszowanie, a ze zbitku tej niewyraźności wychwytujecie słowa „The world is noooot enooouuugh, but it is such a perfect plaaaace to staaaart, my looove…”I wyłania się źródło tego jazgotu. To 20-latek w czapce zimowej i ogromnymi słuchawkami na uszach zatacza się w muzyce Garbage, i jakoś zdaje się nie zauważać waszych oczu które nagle przybrały wielkość kołpaków samochodowych.

Jeśli doczytaliście do tego momentu, to proszę was ślicznie z miną shrekowego Kota w Butach – czytajcie dalej, mając wciąż uruchomiony zmysł wyobraźni. Tym razem jesteście w domowych pieleszach. Z kubkiem kawy/herbaty/kakao/czego tam sobie lubicie popić, przed komputerem pracując/pisząc/czytając zakamarki internetu. Nagle wasza idylla zostaje gwałtownie przerwana, bo zza meblościanki dobiega was mocny, gitarowy riff i czyjś śpiew, chyba kobiecy. Coraz głośniej i głośniej, tak żyć się nie da! Bierzecie sprawy w swoje ręce, i walicie wściekli do drzwi sąsiada, zza których słychać jak pewien głos wypowiada takowe słowa: „Pour your misery down, pour your misery down on me…”. Myślicie sobie, że byłoby fajnie, gdyby jeszcze mógł usłyszeć wasze walenie w jego wrota. Zrezygnowani wracacie do siebie, ale myślicie sobie też że nasz sąsiad to całkiem niezłej muzyki słucha.

Jeszcze nie padliście z nudów? Good. To już mam do was ostatnią prośbę. Wyobraźcie sobie, że ten 20-latek śpiewający podczas spaceru w lesie, i wasz wkurzający sąsiad to ja. Zakochany do szaleństwa w Garbage. Tak ich kocha, że innych bombarduje tą miłością.
________________________________

 

Tak, mniej więcej ta miłość moja wygląda na co dzień. A dnia 16 listopada ziściło się wszystko, o czym mogłem marzyć.

Garbage i Karol

Garbage i Karol

(pisane przy dźwiękach mojego ukochanego albumu Garbage – „Version 2.0”)