Moja sympatia do Kwiatu Jabłoni zaczyna się i kończy na ich koncertach, a czasami też na rozmowach z Kasią i Jackiem. Pierwszy album był dla mnie jak „turystyczna piosenka”, ale na koncercie bawiłem się super. Drugi album zostawił mnie w takim samym stuporze, ale na wszelkich festiwalach uwielbiałem sobie poskakać do niektórych aranży. Kiedy dowiedziałem się, że trzeci album zostanie wydany w Universalu, to sądziłem że może taki transfer zaowocuje jakąś zmianą w moim postrzeganiu ich. Polecę tu metaforą: scenografia przedstawienia może nowa, ale sposób prowadzenia akcji wciąż ten sam.
Swoją drogą, pamiętam dobrze jak w 2018 wyszło Dziś późno pójdę spać i Sienkiewiczowie, mimo rekordów wyświetleń i szybko rosnącej popularności, mieli problem ze znalezieniem wytwórni. Przygarnęło ich dopiero wydawnictwo Agora, które – jak widać – miało nosa. Od premiery pierwszego albumu Kasia i Jacek wyprzedawali jedną trasę za drugą, a płyty tłoczyły się w multiplatynowych nakładach. I wtedy już nagle znalazło się dla nich miejsce w samym Universalu. Przewrotne.
Jeśli ktoś zastanawiał się czy transfer rodzeństwa Sienkiewiczów do jednej z największych wytwórni w Polsce coś zmieni w ich muzyce, to odpowiadam: nic z tego. Kwiat Jabłoni na Pokaz slajdów nadal uprawia melodyjny folk-pop z mandoliną i klawiszami na pierwszym planie oraz refrenami pisanymi pod koncertowe śpiewanie. Innymi słowy, jeśli ich nie polubiliście wcześniej, to dalej nic dla siebie nie znajdziecie u nich.
Ale żeby być sprawiedliwym wobec dzieci lidera Elektrycznych Gitar, to nie będę rzucał uproszczeń, że po prostu nagrali trzeci raz taką samą płytę. Nawet jeśli Pokaz slajdów nieznośnie przypomina w swoich kompozycjach przeboje z albumów Niemożliwe czy Mogło być nic. A parę razy miałem wrażenie wręcz autoplagiatu (np. mandolinowy wstęp Głośniej nieznośnie przypomina mi Wodymidaj z debiutu). Jeśli kupowaliście wcześniejszy anturaż, to Pokaz slajdów jest po prostu kolejnym 50-minutowym zestawem „standardowych Sienkiewiczów”.
Ale znalazło się kilka rodzynków. Nieco punkowe Zasnąłem na trawniku jest dowodem na to, że genów się nie wyprzesz. Serio, ten kawałek z powodzeniem mógłby trafić na album Elektrycznych Gitar. Miłe wrażenie zostawia po sobie też w większości instrumentalna Polcia, gdzie w główną rolę grają urzekające partie skrzypiec Adama Bałdycha. Nawet singlowe Byłominęło z ejtisowym sznytem się ciekawie wybija ponad całość. I z wyjątków to by było na tyle.
Tak naprawdę cała ocena tej płyty zależy od osobistego podejścia do kapeli. Byłbym ignorantem, gdybym nie umiał docenić, że pod kątem technicznym Pokaz slajdów jest solidnym rzemiosłem. To zwyczajnie dobre folk-popowe piosenki. Nie wybitne, nie zachwycające – ale po prostu dobre. Po prostu ja na trzecim albumie oczekuję od każdego artysty i zespołu czegoś więcej niż kolejnego ogrania sprawdzonej formuły.
Kasia i Jacek się rozsiedli wygodnie w jednej szufladce stylistycznej, kompozycyjnej, a nawet i tematycznej. Patrząc na ich obecną popularność, nie dziwota że nie chcą jej opuszczać i robią trzeci album metodą „wszystko po staremu, byle nie rozczarować wiernej publiczności”. Pytanie brzmi, jak długo ta publiczność będzie chciała słuchać kolejnych bliźniaczo brzmiących płyt. Bo nowych fanów raczej sobie tym krążkiem nie napędzą. Ale żywię nadzieję, że z biegiem lat pozwolą sobie na coś więcej niż pianino i mandolina.