Daria Zawiałow po pięciu latach kariery i trzech multiplatynowych albumach postanowiła rozstać się zawodowo z Piotrem Rubikiem i Michałem Kushem, z którymi współtworzyła swoje pierwsze trzy płyty. Przy czwartym albumie postawiła na Bartka Dziedzica. Wieść o tym, że producent m.in. Małomiasteczkowego Dawida Podsiadły, Grandy Brodki i solowych albumów Artura Rojka bierze się do pracy z Darią, mocno zelektryzowała fanów i naprawdę podkręciła wymagania do nadchodzącej płyty. Efektem tego jest Dziewczyna Pop, która… zostawiła mnie w lekkim stuporze.
Zawiałow na tym albumie sprawia wrażenie jakby chciała wyjść z tej szuflady w jaką ją wepchnęły sukcesy poprzednich płyt, a jednocześnie bała się całkowitego rzucenia dawnych przyzwyczajeń muzycznych. Zawsze była jedną nogą w popie i drugą w rocku, ale tym razem czuję jakby próbowała tańczyć po tych szufladach. Ze skutkiem, który sprawdza się w pojedynczych kawałkach, oderwanych od całości. Jako pełnoprawny album – niekoniecznie.
Dziewczyna Pop paradoksalnie jest mało popowa, jeśli ten gatunek definiujemy jako piosenki skoczne/chwytliwe, elektroniczne i z klawiszami czy perkusją na pierwszym planie. Tymczasem pop u Darii jest mało popowy. Jeśli ktoś liczył na chwytliwe i łatwo zapamiętalne kawałki – a mając w pamięci Małomiasteczkowego i Grandę spod ręki Bartka Dziedzica, można było ich oczekiwać – to tutaj ich nie znajdzie. Są natomiast próby tworzenia takowych, które zarazem pasowałyby do poprzedniego emploi Darii. I tu mocnym przykładem są singlowe Z tobą na chacie i Fifi Hollywood. W obu tych numerach czuć ducha „starej Darii”, ale jest też nieśmiałe eksperymentowanie z wpływami popowymi.
Nie żeby Daria stroniła od elektroniki, w końcu sporo takich wpływów było też na poprzednim Wojny i Noce. Ale tutaj te pomysły brzmią zaledwie jak ząlążki pełnoprawnych numerów. Przykładowo, Tom Yum to pomysł Dziedzica który nie Brodka nie zmieściła na Grandzie. Supro z gościnką Taco Hemingway’a i utwór tytułowy cierpią na to samo – te numery są jakby niedokończone. Na Dziewczynie Pop znalazło się też miejsce dla numerów, które z powodzeniem mogłyby trafić na Helsinki – bardzo gitarowe Złamane serce jest OK, Bambi Sarenka czy Dziwna. Nawet Ballada znad rzeki, która z kolei brzmi jakby Daria ukradła ten kawałek Edycie Bartosiewicz, by pasowała na wcześniejsze albumy. Czuje się, że Daria stanęła na rozdrożu stylistycznym i nadal nie wie której odnogi chwycić się mocniej. Nie chcę stawiać tezy, że Bartek Dziedzic wyprowadził artystkę w pole. Chyba po prostu jako duet potrzebują stworzenia jeszcze jednego albumu do wypracowania wspólnego klucza muzycznego.
Tym co na pewno różni Dziewczynę Pop od poprzedniczek, to skłonność do przeklinania – grana już na letnich koncertach Bambi Sarenka frazą „tęsknię w chuj” nieźle zszokowała fanów. To wdzięczne słowo na „ch” słyszymy również na Tom Yum. Ogólnie tekstowo Daria jest zdecydowanie bardziej bezpośrednia niż wcześniej. Artystka bez kozery i chowania się za metaforami śpiewa o dojrzewaniu, bolesnych rozstaniach i swoich pragnieniach, a w to wrzuca nieco popkulturowych nawiązań (jak choćby wspomnienia słuchania Coldplay i Cigarettes After Sex). Tym aspektem Dziewczyna Pop najmocniej wygrywa. Ze wszystkich liryk najbardziej wzrusza Ballada o Niej, dedykowana zmarłej niedawno babci artystki.
Podchodziłem do Dziewczyny Pop z dużym dystansem, głównie przez to że niemal wszystkie single mnie roczarowały, ale z otwartą głową. I po kilkukrotnych przesłuchaniach nadal będę trzymał dystans do tego materiału. A artystce życzę, by w następnych rozdziałach miała więcej odwagi do kroczenia nowymi ścieżkami.