Jesteśmy muzycznymi chomikami

Jesteśmy muzycznymi chomikami post thumbnail image

Mam na swoim dysku ponad 60 GB muzyki zamknięte w ponad 7600 utworach. Liczba ta zwiększa mi się z średnio co tydzień, wraz z premierą jakiejś nowej płyty, na którą czekam, lub gdy jakąś dostaję do recenzji. A mimo tego, codziennie z moich ust pada zdanie „nie mam czego słuchać”.

I wiem doskonale, że nie jestem jedyny.

Era powszechnego streamingu, iTunesa, VEVO i torrentów spłyciła muzykę do czegoś w rodzaju fast-fooda. Zamiast się dobrze nasycić porządnym posiłkiem, wolimy zapłacić kilka złotych za małego hamburgera z frytkami, którego dostaniemy w ciągu minuty jednym kliknięciem myszki lub tapnięciem w telefon. Zamiast odsłuchać i pochłonąć cały album, wybieramy sobie poszczególne kawałki i robimy osobne playlisty. Przy czym nierzadko nam służą wyłącznie jako tło do scrollowania tablicy facebooka. Osoby, dla których album jest pełnym, jednolitym dziełem – nie zbiorem piosenek – będą za niedługo do poznania wyłącznie w muzeach.

Wytwórnie muzyczne dobrze nas rozumieją w tym temacie. I wcale nam nie udzielają wsparcia, produkując coraz to nowych wykonawców, którzy – niestety – rzadko kiedy oferują nam coś odmiennego. Zbyt wiele nam brzmi identycznie, za bardzo sobie porównujemy do wcześniejszych ulubieńców. Których za chwilę sobie zastąpimy nowymi, bo szybko przestali spełniać nasze oczekiwania wobec nich. Jedna sensacja sezonu festiwalowego zaraz zostanie wyparta przez następną.

Odpowiedz sobie na te kilka pytań.

Kiedy ostatnio kupiłeś jakąś płytę – chociażby na iTunes?
Kiedy z wielką niecierpliwością oczekiwałeś na jakiś album swego ukochanego wykonawcy?
Kiedy ostatnio przesłuchałeś jakąś płytę w całości z wielką przyjemnością?

Jesteśmy muzycznymi chomikami. Mamy tej muzyki mnóstwo, ale jakoś nie chcemy jej słuchać. Zamiast tego, wybieramy sobie z niej co lepsze kawałki i trzymamy z boku. By zaraz o nich zapomnieć.