Hejtowanie za formę – Dorota „Wolne”

Hejtowanie za formę – Dorota „Wolne” post thumbnail image

Dorota Masłowska jest przede wszystkim pisarką, a przez tematykę swoich powieści też narratorką współczesnej Polski (a przynajmniej jakiegoś jej fragmentu). Czasem woli opowiadać o tej Polsce w formie książki, raz w formie spektaklu, a raz w formie piosenki. Zrobiła już jeden projekt muzyczny jako Mister D. Najnowsze Wolne to zupełnie inna para kaloszy i forma wyrazu Masłowskiej jako performerki i narratorki. Te dwa wydawnictwa łączy tylko ich autorka, bo tym razem Dorota wchodzi pod własnym imieniem i jasno komunikuje „ja tu mówię o sobie, bez chowania się”.

Napisać, że internet – w szczególności słuchacze SBM Labelu – zrównał Dorotę z ziemią w momencie premiery Motyli, to grube niedopowiedzenie. Nawet teraz, kiedy SBM zakończyło projekt „alternatywnego labelu”, który miało zainicjować wydanie albumu Doroty (stchórzyli?), wciąż się jej obrywa od słuchaczy polskiego rapu za swoje środki wyrazu. Przy czym osobiście zupełnie nie pamiętam tego typu hejtu przy premierze wiralowego wtedy Chleba. Przyczynę tego osobiście widzę w formie jaką obrały oba te wcielenia Doroty. Mister D., które było swoistym pastiszem i którego forma od początku pozowała na amatorską (zwłaszcza w formie wizualnej), nie prosiło się o traktowanie serio. Nawet jeśli było pisane i tworzone serio. Ale podpisywanie się własnym imieniem i pod szyldem jednego z największych labeli rapowych w kraju – to już jest sygnał dla polskiego internetu „no dobra, to teraz ci powiemy wprost co myślimy. Innego wytłumaczenia nie widzę.

Pierwsze co od razu można bez wątpliwości stwierdzić – Wolne są znacznie lepiej wyprodukowane niż Społeczeństwo jest niemiłe. Dziwnym nie jest, w końcu tym razem za sterami stali Auer, Lanek i Solar. Nie żeby były to rzeczy wybitne, ale są na pewno chwytliwe i przyjemne. Gdyby je podrzucić innym twórcom, byłyby z tego hity nawet na poranne pasmo Eski.

Ale skoro mamy do czynienia z pisarką, to w tym albumie wypada się pochylić nad tekstami. Nie umiem pozbyć się wrażenia, że forma piosenki, wymagająca zwrotki, refrenu czy konkretnej ilości słów w wersie jest dla Doroty niewystarczająca. I pod tym kątem najlepiej wypadły przehejtowane Motyle, gdzie Dorota po prostu wyrzuca bezpardonowo słowa, nie zważając na bit i melodie. Podobnie też próbuje w Kobiecie-Wodzie (fun fact: ten kawałek nie trwa nawet minuty). W innych utworach czuję, jakby Dorota chciałaby wyrzucić jeszcze ze dwa-trzy słowa więcej, ale musi poczekać na odpowiedni moment w podkładzie by mówić dalej. I właśnie ta forma rapu, którą Masłowska traktuje na totalnej wyjebce jest dla standardowego słuchacza najmniej akceptowalna.

A o czym mówi Dorota? Jak na domorosłą raperkę przystało, głównie o sobie. Jak to ma „dużo dislike’ów i bardzo niewiele lajków”, o żalu do ojca za dawne lata, o miłości której bicie słychać z daleka (powiedzcie, że nie tylko ja interpretuje tekst Serce jako o przemocy domowej), udawaniu szczęścia na instagramie, nawiązuje do tekstów piosenek Ryszarda Rynkowskiego i Edyty Górniak oraz wrzuca bezpardonowo „chuje” i „pierdolenia”. Gdybym miał to porównać do tekstów ze Społeczeństwo jest niemiłe, to jest w tym jakiś progres. Pod kątem coraz większej odwagi Doroty.

Pomiędzy Mister D. a Dorotą mamy 9 lat różnicy, a w muzyce rap i pop to niemal epoka. Społeczeństwo jest niemiłe po latach jest odkrywane na nowo przez pokolenie Z i interpretowane w kolejnych kontekstach, a sam klip Chleb do dziś jest chętnie oglądany. Może Wolne za kolejne 10 lat doczeka się rehabilitacji w oczach fanów polskiego hip-hopu? Nawet trochę bym sobie tego życzył.