Właśnie na liczniku wybiło mi 22 lata życia na tym padole ziemskim. Niby to pełnym bólu, cierpienia i idiotów, ale też pełnym radości, śmiechu, fajnych przyjaciół (których chyba jeszcze tu mam), i oczywiście tony muzyki.
I tak jakoś mnie naszło, aby te swoje 22 lata podsumować tą muzyką. Niby można to nazwać jakimś soundtrackiem mojego życia.
Te wszystkie utwory są/były w jakimś stopniu kształtujące mnie jako człowieka, i kształtujące mój gust. Albo określały pewne momenty, które zrobiły ze mnie tego kogoś, kim jestem w tej chwili. Tym Karolem, który pisze właśnie te słowa.
22 utwory na moje 22 urodziny. Kolejność absolutnie przypadkowa.
1. Britney Spears – Oops… I Did It Again!
W swoim durnym zadufaniu chciałbym móc gadać że wychowałem się słuchając „And Justice For All…” i Nirvany. Ale niestety, albo i stety, mój wewnętrzny pedał wygrywa z wewnętrznym skinem/metalem wrzeszcząc głośno i wyraźnie „wychowałem się na Britney Spears!”. I nic na to nie poradzę. Nie żebym chciał.
2. Nelly Furtado – Turn Off The Light
Pamiętam kiedy pierwszy raz nauczyłem się kraść muzykę. A w zasadzie ktoś mnie tego nauczył. I pamiętam że jedną z pierwszych piosenek jakie mi przyszły do głowy by mieć cały czas przy sobie, to było właśnie „Turn Off The Light”. Bo na żadnej ze starych składanek jej nie było w domu. W zasadzie to nie wiem czy jakaś była.
3. Metallica – Master of Puppets
Kiedy zacząłem słuchać Metalliki na serio i poważnie? Chyba jakieś dwa lata temu. A kiedy po raz pierwszy się z nią zetknąłem? Gdzieś na początku technikum. Ja wciąż po uszy w popie i mainstreamie, nie wiedząc po co postanawiam posłuchać Metalliki. Chciałem chyba wiedzieć skąd ten cały kult, skąd ten fenomen. Wpisałem „metallica” w google’a, i na pierwszy rzut oka rzuciła mi się w uszy okładka „Master of Puppets” właśnie. I pamiętam że nie było to przyjemne doświadczenie. Ale pierwsze lody między mną a Metą właśnie wtedy zostały przełamane.
4. Nine Inch Nails – March of the Pigs
Za to swój pierwszy kontakt z NIN pamiętam doskonale do dziś. O samym istnieniu tego bandu dowiedziałem się… na polskim forum Lady GaGi. Ówczesny admin tego forum siedział po uszy w progresywnym rocku i industrialu, a jego fascynacja mnie zaciekawiła. Najbardziej zakochany był właśnie w Nine Inch Nails, i polecił słuchać całej dyskografii od początku. Pomimo tego że „Pretty Hate Machine” mnie przeraziło, to włączyłem następny „The Downward Spiral„… i przez następne tygodnie nie było ze mną żadnego kontaktu. NIN, NIN, NIN, NIN… A „March of the Pigs” jest tu czysto symbolicznie.
5. Marilyn Manson – This Is The New Shit
Jeśli chodzi o jakikolwiek kontakt z muzyką cięższą od Tokio Hotel i Avril Lavigne, to Manson zdecydowanie był pierwszy. Po latach, kiedy się mocniej zagłębiłem w jego tematykę, to zdałem sobie sprawę że bardziej mnie interesowała jego powierzchowność niż muzyka. Ale „This Is The New Shit” znałem już wtedy (prawie) na pamięć.
6. Moby – Lift Me Up
Chyba najbardziej komercyjny numer Moby’ego. Po czym tak twierdzę? Bo to jedyny który zapamiętałem z wykonawcy i tytułu po jednym słuchaniu. Zasiadł od razu w mojej głowie, a ja wtedy nawet nie wiedziałem że to on również robił „Honey” i „In This World„.
7. Nosowska – Czego tu się bać
Chyba najpiękniejszy utwór o zakochaniu. Ewentualnie o stalkowaniu. Dedykując to niemal każdemu mojemu związkowi, nie mogłem się dziwić że wszyscy uciekali ode mnie prędzej niż przychodzili.
8. Hey – Zakochani
„Fantastycznie elokwentni płodzimy złote myśli, przesadnie dowcipni, na granicy śmieszności, z łatwością znajdujemy szlacheckie korzenie, nawet jeśli błękitu we krwi jedna kropla…” – bo każda „miłość” u mnie na początku wyglądała dokładnie tak samo. W ogóle, przeraża mnie że zdecydowana większość tekstów Nosowskiej mogłaby być soundtrackiem mojego życia. I nie byłby to wesoły soundtrack.
9. Kobranocka – I nikomu nie wolno się z tego śmiać
Byliście jednym z tych dzieciaków, których w szkole nikt nie chciał lubić? Zdecydowana większość miała was za dziwaka, albo was nie zauważała? A wy robiliście wszystko dla akceptacji i zwrócenia na siebie uwagi? No, to własnie jeden z takich dzieciaków tutaj pisze. I tak jak wszystko inne w moim życiu, zrozumiałem po latach że nie warto było. Ale też nie dałem nikomu robić z siebie ofiary. Nie wolno im było.
10. Paramore – Misguided Ghosts
Bo właśnie podczas tego utworu na koncercie w warszawskim Parku Sowińskiego miałem mokre oczy.
11. Muniek & Anna Maria Jopek – Dzieje Grzechu
Piękny dialog między dwójką ludzi, u których umarła miłość. W roli Muńka i Anii widziałem mnie i mojego Eks. Stało się strasznie, było najgorzej… ale chciałem przebaczyć. Naprawdę chciałem. Byśmy „stanęli przed sobą razem, zapatrzeni w swoje twarze”.
12. Garbage – Silence Is Golden
Kolejne moje przypomnienie życia szczenięcego i nastoletniego. „Gdy jestem cicho – nie jestem sobą, gdy mówię często – nie słyszy nikt„. Może dramatyzuję i zaczerniam przeszłość. Ale ja nie pamiętam jej inaczej jak koszmaru.
13. Brygada Kryzys – To co czujesz, to co wiesz
Myślę że słowa są zbędne. Niech przemówi muzyka.
14. Guano Apes – Living In a Lie
Wiecie jak to jest kogoś kochać do szaleństwa, a jednocześnie marzyć by go pogrzebać żywcem? Ja wiem. Wiedziałem że tkwię w cholernym bagnie, że muszę z niego jak najszybciej uciec, że mogę to zrobić. Tylko czemu do cholery tego nie zrobiłem wtedy?…
15. How To Destroy Angels – Is Your Love Strong Enough?
Kolejny przypadek, kiedy cover jest lepszy od oryginału – ten należy do Bryana Ferry’ego. Trent Reznor ze swoją małżonką nagrali to do „Dziewczyny z tatuażem” w reżyserii Finchera. Reznor w sumie za cały ten OST otrzymał Grammy. A „Is Your Love Strong Enough?” chodzi za mną każdej jesieni, zimy i wiosennego wieczora. Znaczy się, tej każdej od kiedy ten utwór został wydany.
16. Black Rebel Motorcycle Club – Done All Wrong
Bo jeśli spacerować samotnie dniem/nocą po gdańskiej plaży/gdyńskim bulwarze/sopockim molo/kieleckich kamieniołomach/świętokrzyskich lasach – to tylko z tym na uszach. I człowiek ma w nosie że BRMC nagrali to do „Zmierzchu”.
17. Bat For Lashes – Sleep Alone
Słuchanie Natashy rozpocząłem od drugiej płyty. Nie wiedziałem wtedy kim ona jest, jaką muzykę wykonuje. O jej istnieniu dowiedziałem się z recenzji tego albumu w „Machinie” (stare dobre czasy, kiedy była drukowana…). Napisali że „powraca ze świetnym, jeszcze lepszym albumem”. No, to trzeba było się przekonać o kim tu mowa. Przekonałem się, i dałem się oczarować Natashy. A czemu akurat ten kawałek trafił do zestawienia? Jak większość powyższych – ze względu na tekst.
18. Renata Przemyk – Bo jeśli tak ma być
Wiecie że każdym razem jak tego słucham to kamienieje mi serce? Staję się wrednym, nieczułym chamem, który wykrzykuje każdemu „Wynocha! Mam dosyć! Nie dam się więcej dotknąć! Nie dam się więcej zranić! Po moim trupie!”. I co najgorsze – mimo bycia obecnie w szczęśliwym związku dalej się tak ze mną dzieje. Albo nie, odwołuję to. Wcale nie najgorsze. Ubóstwiam ten stan.
19. Archive – Controlling Crowds
Muzyka Archive stała się dla mnie w pewnym sensie „udźwiękowieniem Trójmiasta”. Poznałem ich właśnie podczas mieszkania tam, i te utwory były dla mnie soundtrackiem na codzienność – na ogół szarą, smutną, wkurzającą. Teraz właśnie jadę do Gdańska spędzić urodziny. Zgadnijcie co właśnie teraz gra mi w uszach. A samo „Controlling Crowds” – dla mnie istne opus magnum twórczości Archive – przywołuje od razu widok Parku Oliwskiego i zachodu słońca na Orłowie.
20. Waglewski Fisz Emade – Majty
Wszystkich trzech Waglewskich kocham równie mocno, bez wyróżniania któregoś bardziej. Wszystkim trzem się oświadczam, do wszystkich trzech mam ogromnie wielką słabość. Ich pierwsza wspólna płyta (druga już niebawem, sikam po gaciach!), którą pokazał mi starszy brat, była dla mnie objawieniem. „Chcemy cudów, co wylecą z szafki! Po pracowitym całym dniu chcemy najprawdziwszy cud!”
21. Blog 27 – Do u care?!
Wstyd mi, ale ukrywać nie będę. Muzyka Blog 27 określała mnie jako człowieka. Wstyd mi tego, ale nie pozbędę się tego. Zwłaszcza jak moje fanblogi wciąż gdzieś są w sieci. Te teksty – durne i infantylne – wciąż znam na pamięć. Ta muzyka była w moim życiu. Nie wyprę się tego – ona była całym moim życiem.
22. Chylińska – Wieczny problem
A na podsumowanie – cudowny tekst Chylińskiej z czasów jej ostrego rockowania i wkurwu na cały świat. „Śmieję się ze wszystkich, tylko z siebie wciąż nie mogę. Biję się ze wszystkim, tylko rzadko kiedy w pierś. Może zawsze będę czuła się od siebie gorsza. Może tak zostanie do usranej śmierci mej”. Taaak, jak ja się mocno do tych słów przywiązuję…
Jeśli chcecie mi składać życzenia, a nie wiecie czego mi życzyć – to podrzućcie mi jakąś fajną piosenkę. Może ona też się do mnie przywiąże, jak ta powyższa dwudziestka dwójka nut.
Happy birthday to me!
’widziałem mnie i mojego Eks’ – HOLD ON. Jesteś homoseksualistą?
Owszem.
spóźnione… :) http://www.youtube.com/watch?v=KBVZkSfCU4w