W nocy z wtorku na środę czasu polskiego Japończycy ujrzeli nowy teledysk Avril Lavigne. Później naturalnie ujrzał go cały świat. I świat się bardziej niż wkurwił. A ja nie rozumiem dlaczego.
Jasne – teledysk jest kiepski, oglądanie go to lekka mordęga. Ale hejt jaki przetoczył się przez internet, to już zdecydowana przesada. Nie ma gdzie szukać jakiejkolwiek pozytywnej reakcji w internecie i Avril została nawet oskarżona o rasizm… Tylko że jest jedna podstawowa sprawa – to nie dla Europy i Ameryki był ten teledysk. Te dwa kontynenty powinny go olać.
„Hello Kitty” promuje najnowszy album Avril (nazwany po prostu „Avril Lavigne„, wydany w listopadzie zeszłego roku), jest już czwartym singlem z tego albumu. Z tym że utwór jest wybrany do reprezentowania albumu wyłącznie w Japonii i wschodniej Azji. Jest to bowiem ważny rynek dla Avril, gdyż tam właśnie ma najbardziej oddanych fanów. Tam zaczęła swoją trasę koncertową, tam jest jej najwięcej w mediach i reklamach. Adresatami tego kawałka – a zwłaszcza powyższego obrazka – są właśnie Azjaci.
Też się dziwiłem na ten klip, póki tego nie zrozumiałem. Azjatycka popkultura jest totalnie odmienna od naszej. Słuchacze j-popu/j-rocka coś o tym wiedzą. Oni nie skumają europejskiego/amerykańskiego sposobu tworzenia muzyki i teledysków. Zrobienie tego teledysku na modłę wcześniejszych z tej płyty byłoby niewypałem. Avril nagrała ten klip w Japonii, z japońskimi choreografami, z japońskim reżyserem. To po prostu musi tak wyglądać, nie ma innego wyjścia.
Ja sam nie jestem koneserem azjatyckiej muzyki. Kiedy byłem mniej-więcej w gimnazjum, znajomi kupowali Bravo i Popcorn i był wtedy chwilowy szał na muzykę azjatycką. Mnie to zdecydowanie nie kupiło. Ale po tym co wtedy widziałem, a potem jeszcze sobie wczoraj przypomniałem oglądając klipy np. The Gazette, naprawdę nie dziwię się że „Hello Kitty” wygląda tak, a nie inaczej. Tak samo tylko u nas w kraju jest rozumiane i nawet lubiane disco-polo. Najnowszy teledysk Avril jest po prostu źle odbierany przez ludzi, do których nawet nie jest adresowany.
I co oczywiście naturalne w obecnych czasach, zamieszanie wokół „Hello Kitty” bardzo pomogło Avril w promocji. Nie jest tajemnicą, że od czasów „Girlfriend” Kanadyjka nie miała żadnego hita, ani przynajmniej wielkiego medialnego rozgłosu, a najnowszy teledysk jest obecnie jednym z najbardziej komentowanych tematów w mediach muzycznych. Sam album zaliczył tez niezłe wzrosty sprzedaży. Ciekawych odsyłam na stronę polskiego fanclubu Avril.
A wszystkim zbulwersowanym radzę wyjąć ten kij spomiędzy pośladków i trzymać ręce z dala od klawiatury. Niech czekają na kolejny teledysk do następnego singla, którym zostanie poniższy kawałek. Całej płyty też polecam posłuchać. Choćby dla duetu z samym Marilynem Mansonem.
Oburzenie wywołało raczej coś innego, niż sama stylistyka i kiczowatość klipu. Po prostu niesmak budzi to, że 30-letnia baba, dwukrotnie zamężna, z 12 latami kariery za sobą, próbuje zgrywać nastoletnią pankówę z deskorolką. Do tego z premedytacją nagrała kawałek nijak przystający do jej standardowego repertuaru – byle zarobić w krajach azjatyckich.
Z tym że jej niedojrzałość przerabiamy od dobrych kilku lat, już przy różowym do bólu „The Best Damn Thing” wylano na Avril falę pomyj za infantylizm (https://www.youtube.com/watch?v=x2i5Jp7mdMc).
Co by tam nie powiedzieć o teledysku, w przeciągu miesiąca ten kawałek wyląduje na playlistach większości klubów muzycznych.
Co jest na swój sposób pół-straszne…
Śmieszy mnie, że kicz u Avril się krytykuje, ale u Katy Perry jakoś nikogo nie dziwi.
Natomiast jeśli chodzi o jej wiek… nie mnie oceniać, jak 30-letnia kobieta chce prowadzić swoją karierę. Jeśli jej to pasuje, to krzyżyk na drogę. Na pewno znajdą się ludzie, którym to nie będzie przeszkadzało. A ja będę mieć frajdę, że Avril jeszcze tworzy.
PS. Trafiłam tu przez Bobera. Zostaję tu na dłużej :) Jakby co, to wszystko jego wina.
Może dlatego że Katy od początku tak swoją karierę prowadzi, a Avril swoje początki miała zgoła inne.
Czy ja wiem? Owszem, u początku kariery trzymała się bardziej stylizacji punk/grudge, ale potem – wraz ze zmianą mody i powstanie całego stylu „cute punk” z różowymi wstawkami, uroczymi czaszkami i elementami „kawaii” – dość szybko wpadła w look, powiedzmy, Emo Barbie. I mówię to z ogromną sympatią, bo sama uważam ten look za uroczy. Zastanawia mnie tylko, dlaczego artystka jest za to krytykowana. Nie każdy musi tworzyć muzykę na poważnie – niektórzy lubią się nią bawić, bawić się stylem i klimatem. Myślałby kto, że właśnie w epoce Katy Perry, Lady Gagi i Nicki Minaj ludzie będą mieli do tego większą tolerancję.
https://www.youtube.com/watch?v=RyyRH2shfCw
PRZEPIĘKNE <3