To był fenomen, w którym nie mogliście zajmować stanowiska „pomiędzy”. Albo staliście w bramce odpierając te wszystkie ciosy, albo je zadawaliście. I wcale nie musiały być wielkimi bluzgami, mogły być tylko zwykłym „nie, dziękuję”. Bo bramkarze strasznie mocno te słowa przyjmowali. I w rezultacie też atakowali. Nie ukrywajmy – Tokio Hotel coś