Teoretycznie, ten festiwal jeszcze się nie zaczął. Bo sygnał „odjazd!” jest dopiero dziś o 15 z Dużej Sceny festiwalu. Ale każdy bywalec Przystanku Woodstock i Pol’and’Rock Festival doskonale wie, że ten festiwal już wcześniej zaprasza i otwiera niektóre swoje podwoje już w środę. I właśnie ta środa na Pol’and’Rock Festival to takie before party – albo jak ja to lubię nazywać „dzień zero”.
A ponieważ udostępnione atrakcje zaczynają się dopiero późnym wieczorem, to jeśli wcześniej ktoś przyjedzie na miejsce, to powinien wykorzystać wolne chwile na zrobienie rozeznania na polu festiwalowym. A w tym roku musi je zrobić każdy uczestnik, bo – jak już pewnie wam wiadomo – Pol’and’Rock Festiwal został przez pandemię zmuszony do przeprowadzki na lotnisko Makowice-Płoty w województwie zachodnio-pomorskim (około 160 km od Kostrzyna nad Odrą).
Cały festiwal wygląda zupełnie inaczej niż zwykle. Pierwsze co się rzuca w oczy to wszechobecne ogrodzenia (suchary z nazwą gminy Płoty aż sypią się gęsto), festiwal nie jest tak otwarty jak poprzednie edycje – z przyczyn nam wszystkim wiadomych. W tym roku nie można się wybrać spontanicznie na festiwal, trzeba było odpowiednio wcześniej kupić wejściówkę za symboliczne 50 zł – nieważne czy ktoś przyjeżdża na dzień, na dwa czy na pięć dni. Chodzi tylko o to, by każdy uczestnik przed wejściem został przetestowany na COVID. Jeśli test wychodzi negatywny – zapraszamy na festiwal. Tylko lepiej go nie opuszczać, bo wtedy znowu trzeba zapłacić za test.
Zresztą, opuszczanie terenu festiwalu zwyczajnie się nie opłaca – bo wszystko co trzeba do przetrwania znajdzie się na miejscu. Stali partnerzy festiwalu jak co roku stanęli na wysokości zadania jeszcze przed startem imprezy. Play zapewnił przestrzeń do ładowania telefonów, zakupy w Lidlu można robić przez całą dobę, a Lech, Red Bull i Coca-Cola mają co dać do picia. Allegro również przywiozło swoje słynne wielkie koło – mimo, że podobno firma tego w tym roku nie planowała, ale ugięła się pod prośbami Jurka Owsiaka argumentującego „bez koła Allegro nie ma festiwalu”. No cóż, będą musieli je zabierać na Pol’and’Rock aż do końca świata (i jeden dzień dłużej!). Poza tym, ten sam pasaż handlowy dobrze znany uczestnikom oraz jedna nowość – festiwalowa apteka! Bardzo jej brakowało we wcześniejszych latach. Można tam kupić podstawowe środki przeciwbólowe i opatrunki, artykuły higieniczne, prezerwatywy, kosmetyki do opalania, a także maseczki i płyny do rąk.
Kiedy wczoraj przeszedłem się po lotnisku, wszystkie moje wcześniejsze wątpliwości odnośnie braku miejsca dla wszystkich od razu poszły się czesać. Lotnisko Makowice-Płoty to naprawdę olbrzymia przestrzeń – od szerokiego pasu startowego, na którym bez problemu wszyscy się mieszczą (co w wąskich uliczkach Kostrzyna nad Odrą było niewykonalne) po olbrzymie pole namiotowe z obu stron pasa. Fakt, samej publiczności będzie w tym roku znacznie mniej – udostępniono tylko 20 tysięcy wejściówek – ale miejsca naprawdę starczy tu dla każdego. Dlatego tym bardziej warto było tu przyjechać wcześniej, bo trzeba zrobić sobie jeden spokojny spacer po festiwalowych lokacjach by wiedzieć gdzie i jak należy dotrzeć w dane miejsce.
Festiwal do 2019 dorobił się aż pięciu scen koncertowych – w tym roku trzeba się zadowolić dwiema. Tą największą oraz namiotem Akademii Sztuk Przepięknych. I to właśnie ta druga otworzyła swoje drzwi dla uczestników już wczoraj. Jurek Owsiak o godzinie 20 z radością powitał wszystkich obecnych i zaprosił na występ kabaretu Neo-Nówka. Później wybrzmiały pierwsze koncerty – Kapeli ze Wsi Warszawa oraz EABS. Ta pierwsza wprowadzała zebranych w trans folkowymi i ludowymi brzmieniami oraz namawiała do tańców. Ta druga zaznajamiała nas z nowoczesnym jazzem, którego chłonęło się całym ciałem na stojąco. Oba zespoły zostały bardzo ciepło przyjęte i nagradzane co rusz gromkimi brawami.
Kiedy wczoraj z partnerem wreszcie rozbiliśmy namiot i postawiliśmy stopy na płycie lotniska, poczuliśmy się jakbyśmy wrócili w dobrze nam znane miejsce. Mimo, że w Makowicach jesteśmy wszyscy tu po raz pierwszy, to na pewno wszyscy dookoła czujemy się jak w domu. Na naszym własnym kawałku ziemi, który nazywa się Pol’and’Rock.
PS. Po relacje z festiwalu na bieżąco oraz znacznie więcej zdjęć zapraszam na mojego Instagrama.