Para, która marketing swojego związku opanowała do perfekcji – oboje prawie nie udzielają wywiadów, ale sporo nam o sobie wyśpiewują. Zdjęcia które wrzucają do sieci wyglądają na spontaniczne, ale też wydają się na perfekcyjnie dobrane przez ich PRowców. Swoje ostatnie płyty, na których dawali znać słuchaczom że w ich związku nie jest za dobrze, wydawali niemal bez zapowiedzi. Od pierwszej jazdy „we against the world” w stylu Bonnie i Clyde do rapowania w Luwrze. Beyoncé Knowles i Jay-Z to idealna machina, która umiała zrobić biznes z własnego uczucia. Nieważne, czy jest ono dziś autentyczne czy nie.
Ktoś w mediach stworzył porównanie ich związku do Johna Lennona i Yoko Ono. Na poziomie sprzedawania własnego życia do sztuki – owszem, to porównanie bardzo trafne. Lennon i Ono jednak działali bardziej społecznie, a państwo Carter ze swojej miłości zrobili sitcom. Starannie zmontowany i pokazany z najbardziej sprzedajnej strony.
Można przeanalizować to samymi piosenkami, które para nagrała razem. Nie licząc wydanego dwa tygodnie temu ich pierwszego wspólnego albumu Everything Is Love, para dzieli zyski z 12 utworów – 6 na jej albumach, 4 u niego i 2 na albumie DJa Khaleda. Wszyscy wiemy jak się zaczęło – w 2002 roku singiel 03′ Bonnie & Clyde na albumie Jay’a. Nasza para niczym legendarni przestępcy na przekór całemu światu. Już wtedy wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy pomiędzy nimi, ale oni solidarnie milczeli, niczym partnerzy w zbrodni.
Rok później Beyoncé zwiastując swój debiutancki album wykrzyknęła światu, że są Crazy In Love, co było swoistym zaanonsowaniem „tak, jesteśmy szczęśliwi, ale na więcej deklaracji nie liczcie”. I rzeczywiście – poza wspólnymi utworami i pokazywaniem się na imprezach/koncertach (i social-mediach), nie wiemy nic więcej. Potem były takie utwory jak Deja Vu, Part II (On The Run) i Drunk In Love, gdzie para od czasu do czasu potwierdzała przed słuchaczami oddanie i miłość. Dzięki temu wiedzieliśmy o nich wystarczająco by chcielibyśmy to kupić i w to uwierzyć, a jednocześnie tak niewiele by mieć apetyt na więcej. I spece od marketingu tej pary doskonale o tym wiedzą, dlatego wszelakie informacje na temat ich prywatności są nam dawkowane z niezwykłym wyczuciem.
Przed erą social-mediów paparazzi polowali na Beyoncé i Jay’a razem, bo ich wspólne zdjęcia w jakichkolwiek poza oficjalnych sytuacjach były bardzo pożądane. Para swojego życia prywatnego niemal nie udostępniała – raz tylko zrobiła to Bey w filmie dokumentalnym na własny temat, w którym pokazała intymne wręcz nagrania z początków ciąży i wspólnego życia z Jay’em. Druga ciąża wokalistki była dodatkowo rzetelnie udokumentowana w ładnych kostiumach i zdjęciach na instagramie wokalistki, a o urodzeniu oficjalnie dowiedzieliśmy się dopiero kilka dni po fakcie. Znowu mamy subtelne sprzedawanie własnej prywatności, ale też nie wiemy wystarczająco dużo by nie żądać czegoś ekstra.
I z tej prywatności spore używanie mają portale plotkarskie i showbiznesowe. Im mniej państwo Carter mówili o sobie, tym więcej się o nich pisało. Kiedy kilka lat temu w internecie wybuchła informacja, że małżeństwo Beyonce i Jay’a wisi na włosku, bo któreś dopuściło się zdrady, zaczął się wyścig na clickbaity. Z wielu artykułów wyłaniał się obraz pary która już od dawna swoją miłość traktuje tylko jako sposób na zarabianie. Co wtedy zrobili państwo Carter? Oczywiście, że nic. Przeczekali, zamknęli się na media i przestrzeń publiczną, a potem wszystko nam opowiedzieli muzyką.
Trudno nie odnieść wrażenia, że wraz z pierwszym ich wspólnym krążkiem dostajemy coś w rodzaju zamkniętej trylogii, którą rozpoczęła Beyoncé na przebojowym Lemonade. Artystka zrobiła ze zdrad swojego męża motyw przewodni dla płyty, która migiem stała się bestsellerem. Rok później Jay-Z nawiązał do tego tematu na albumie 4:44. Teraz, małżeństwo pogodzone z dawnymi bólami przedstawia nam wreszcie swoją historię wspólną płytą i trwającą właśnie trasą koncertową. Swoją uczuciową sinusoidę po raz kolejny wystawili na pokaz do podziwiania, i to za niemałe pieniądze. Nie dało się tego lepiej rozegrać marketingowo. Nieważne czy państwo Carter faktycznie się kochają, czy tylko zarabiają – grunt, że doskonale wiedzą jak osobisty kryzys sprzedać swojej publiczności.
30 czerwca Beyoncé i Jay-Z po raz pierwszy razem wystąpią w Polsce – dla niej będzie to druga wizyta w naszym kraju, dla rapera już trzecia. Można być pewnym, że na Stadionie Narodowym w Warszawie zobaczymy spektakularne i starannie wyreżyserowane show o miłości. Z jednej strony autentyczne w emocjach, ale emocjach starannie dobranych na tę okazję. Które z ochotą obejrzę.