Hiper/Chimera się trochę rozsypuje

Hiper/Chimera się trochę rozsypuje post thumbnail image

Mitologiczna chimera była w wyobrażeniach naszych przodków groźnym połączeniem węża, lwa i kozy – czyli trzech wzajemnych sprzeczności. Donatan i Cleo dodali do swego muzycznego dziecka przydomek „hiper”, sugerując jakoby było jeszcze bardziej wymyślnym stworem. I jest nim, chociaż trzeba przyznać że „alchemik bitów który wzór opracował przełamując schemat” chyba nie do końca wiedział jakiego potwora chce ułożyć.

O ile jednak producent nieźle się muzycznie bawi, to z Cleo można mieć pewien problem. Jeśli wcześniej nie polubiliście/nie przyzwyczailiście się do jej specyficznej, charakterystycznej maniery śpiewania, do Hiper/Chimery nawet nie podchodźcie (lub słuchajcie tylko wersji instrumentalnych). Jest z nią trochę jak z Tatianą Okupnik czy Shakirą – głos dobry, ale ciężki do strawienia. Ja akurat należę do sympatyków Cleo. Wokalistka ma ostrą, słowiańską barwę, mocno akcentuje wszystkie pojedyncze głoski – dlatego też słuchanie jej po angielsku w Slavica dręczy. Cleo pozwala sobie na rytmiczne rapowanki jak w Tłustym Czarnym Kocie i Papierowym Ładzie, eksponuje mocno głos w Cichej wodzie, Cofnąć czas i najmocniej w utworach z motywem folkowym jak Nie Lubimy Robić, Brać i My Słowianie. Zaskakuje też mocny rozstrzał stylistyczny tekstów – populistyczne Papierowy Ład i Cicha Woda, przaśne My Słowianie i Brać, a na dodatek romantyczność w Sztormie i Cofnąć Czas. I – o dziwo – obyło się bez banałów.

Producent i wokalistka obiecywali nam album zróżnicowany stylistycznie – i słowa dotrzymali. Mamy tu najwięcej stricte hip-hopowych, ociekających tłustym bitem produkcji (najmocniej prym wiodą B.I.T, Efekt Motyla, Slavica i tytułowa Hiper/Chimera), ale mamy tu również mieszanie bitu z akordeonem, trochę funku (Vinylova) czy przemycanie jazzu i muzyki klasycznej (Sztorm, Ten Czas). Z jednej strony to zaleta że co utwór mamy inną niespodziankę stylistyczną, z drugiej album jako całość wypada nieco niepoukładany. Brak tu spójności. Hiper/Chimerę nie ma co traktować jako pełny album, a prędzej składankę – jak u solowego Slasha, gdzie każdy osobny utwór był pisany pod występującego gościa.

Skoro już padło słowo „goście”, to warto wspomnieć o każdym z osobna. Enej z rosyjskojęzyczną wstawką dodał do Braci jeszcze więcej słowiańskiego sznytu. Sitek w Cichej wodzie wyrzuca z siebie słowa z prędkością naboi wystrzeliwanych z karabinu. Kamil Bednarek w zasadzie zdominował utwory w których występuje (Donatan powinien pomyśleć o zrealizowaniu całej płyty dla Kamila). Zaś B.I.T brzmi jakby był produkowany specjalnie pod Kastę. Tylko Miuosh w Cofnąć czas gdzieś przepada – albo po prostu wypada blado przy mocno śpiewającej Cleo.

Wszystko na tym jest jak najbardziej poprawnie, problem jedynie w tym jak taki materiał będzie umiał się przyjąć polskiej publiczności. Przed premierą największe wzięcie miały My Słowianie i Brać, a w porównaniu do reszty albumu to te dwa są najłatwiejsze do przełknięcia dla mainstreamu. Przy tej płycie naprawdę trzeba siąść i posłuchać w skupieniu. I to może zgubić Cleo. Bo o ile pozycja Donatana zagrożona nie jest, tak dla Joasi ten album jest pierwszym sprawdzeniem sił. I to ona ma pokazać, na ile będzie ją stać w przyszłości. Oby nie skończyła jak Keri Hilson, które po hicie z Timbalandem nie zaoferowała sobą nic ciekawego. Bo Donatan i Cleo wciąż są na szczycie, ale słychać że to kolos na glinianych nogach.

7/10