Bilet na audio

Bilet na audio post thumbnail image

Kiedy wczoraj Live Nation Polska uruchomiło nową pulę biletów na wyprzedany koncert The Weekenda na Stadionie Narodowym, w sieci zawrzało. Bo oto agencja wpadła na pomysł sprzedawania biletów na koncert… którego nie zobaczysz.

Kiedy info o tych biletach się poniosło po sieci, Live Nation szybko zablokowało możliwość komentowania pod swoimi postami. W internecie zawrzało od krytyki działań firmy, która w oczach fanów koncertów jest okrutnym monopolistą żerującym na fanach i zdolną posunąć się do wszystkiego, co przyniesie im zysk. Nawet do sprzedawania biletów na samo audio, w dodatku na obiekcie, który jest znany ze swojej fatalnej akustyki.

Ale do rozpakowania jest tu więcej niż się wydaje. Począwszy od cen biletów na wielkie koncerty (polecam tekst popełniony przez Marcela Wandasa), a skończywszy na tym, dlaczego sam artysta pozwala na to, by sprzedawać bilety na jego koncerty w miejscach, w których fani go nie zobaczą.

Po kolei.

Po pierwsze, dlaczego zostały te bilety udostępnione? Bo był popyt.
Koncert zaplanowany na 9 sierpnia 2023 został ogłoszony wraz z całą trasą w listopadzie 2022 i wyprzedał się błyskawicznie. Nic dziwnego – artysta jest wciąż bardzo popularny w Polsce, ostatnio zagrał tu dawno temu (występ na Open’erze 2017 był bodajże jego ostatnim u nas), a poprzednia trasa koncertowa, rozpisana na jesień 2022 i uwzględniająca koncert w krakowskiej Tauron Arenie, została odwołana. Koncert wyprzedał się szybko, a popyt nie malał. Organizatorzy koncertów mają w takiej sytuacji kilka wyjść.

Najprostszym byłoby dołożenie dodatkowej daty – tak jak to Live Nation zrobiło w tym roku w przypadku koncertów Beyonce (zagra dwa dni pod rząd na Narodowym), Depeche Mode (po wyprzedaniu Narodowego zagrają dwa dni później w Krakowie) czy Death Grips (dwa koncerty w Stodole). Artysta pomiędzy koncertami w Europie ma kilkudniowe przerwy i teoretycznie mógłby zagrać nawet trzy razy w każdym państwie. Powodów, przez których tego nie robi, może być mnóstwo – od niedostępności obiektów po trudności logistyczne.

Druga opcja dla organizatora – nowe pule biletowe. Tak, wiem o co zapytacie – jak można sprzedawać więcej biletów jak koncert jest wyprzedany? Ale często tak duże obiekty jak Stadion Narodowy są w pierwszych pulach sprzedawane z zapasem wolnych miejsc. Po co? Aby mieć zabezpieczone miejsca produkcyjne – reżyserkę, kamerzystów, nawet scenę. Kiedy dochodzi do pierwszego sold-outu, w siedzibach rozgrzewają się telefony i maile z zapytaniami do producentów koncertu o możliwość zmniejszenia stref produkcyjnych. Czasami się to udaje i wtedy do bileterii trafia dodatkowa pula. Przypomina to trochę overbooking w hotelach i liniach lotniczych.

Nierzadką praktyką stało się też udostępnianie nowych miejsc dzień-dwa przed samym koncertem. Bo gdy na miejsce przyjeżdża ekipa techniczna, okazuje się, że scena i zaplecze produkcyjne jest mniejsze niż zakładano przy starcie sprzedaży biletów. Co umożliwia otwarcie więcej sektorów trybun i miejsc stojących dla fanów. Zadziałało to w przypadku między innymi koncertów P!nk, Bon Jovi czy Rammstein na tym samym obiekcie co sierpniowy koncert The Weeknda.

Bo nie jest też tak, że bilety z gorszą widocznością są tu jakąś nowością. Od lat na stadionowych koncertach funkcjonuje kategoria „ograniczona widoczność”, gdzie widzi się scenę i muzyków pod skosem, a nawet fragment backstage’u. Nawet na koncertach Harry Stylesa i Pearl Jam w Krakowie sprzedawano bilety za sceną. Z tym, że ich sceny koncertowe nie zasłaniały całych sektorów, a artyści mogli spokojnie odwrócić się/podbiec do tych trybun i zaśpiewać dla fanów na tych miejscach – i robili to. W przypadku The Weeknda, konstrukcja sceny uniemożliwia coś takiego. Właśnie dlatego bilety, gdzie sprzedawca się nie wstydził ogłosić, że nic nie zobaczysz – to już ewenement na rynku.

Scena na koncertach The Weeknda. Jak sądzicie, ile widać zza tego wielkiego ekranu?

I ostatnie, nad którym trzeba się pochylić, to błogosławieństwo samego artysty. Bo Live Nation Polska na takie zagranie musiało mieć pozwolenie samego The Weeknda. Albo przynajmniej jego agentów koncertowych. W tym biznesie nie ma takiej wolnej amerykanki, jak niektórzy chcieliby myśleć. Międzynarodowa trasa koncertowa to olbrzymie przedsięwzięcie z wymaganiami i umowami na kilkaset stron. Przed samym ogłoszeniem koncertów ustala się pełno szczegółów odnośnie zabezpieczenia, produkcji, a także biletów i – oczywiście – zysków z imprezy. Skoro Live Nation Polska postanowiło dać do sprzedaży bilety na sektory, w których nic się nie zobaczy, to oznacza, że ktoś dał im na to zielone światło. Ktoś ze sztabu samego artysty. Pytanie brzmi, czy The Weeknd jest tego świadomy i też nie ma z tym problemu. Najpewniejszą opcją jest, że nic o tym nie wie, bo to wykonawca takiej rangi, że od tego ma ludzi.

Wchodząc dziś rano na Ticketmaster zobaczyłem, że wcześniej dostępne sektory z tyłu sceny zniknęły ze sprzedaży, ale kategoria „brak widoku-tylko dźwięk” wciąż jest dostępna. Z miejscami nie centralnie za sceną, a nieco na uboczu. Czy agencja od wczoraj usunęła te sektory ze sprzedaży, czy zostały już – mimo wszechobecnego hejtu – wyprzedane? Nie wiadomo.

Screen ze strony Ticketmastera, dziś rano. Zaznaczone na niebiesko sektory oznaczono jako „brak widoku-tylko dźwięk”.

Czy my – zwykli, szarzy słuchacze muzyki, nie zawsze mogący sobie pozwolić na wydatek pół tysiąca złotych na koncert dla jednej osoby – możemy coś poradzić na tę smutną sytuację rynku koncertowego? Niewiele więcej, poza ciągłym, głośnym mówieniem o tym. Bo na takie zagrania jak wczorajsze Live Nation trzeba odpowiadać, a nie dawać im przyzwolenie milcząc o nich. I przerzucić się na słuchanie rodzimych muzyków w lokalnych klubach zamiast wielkich gwiazd na stadionach.