Rocket Festiwal po roku przerwy wrócił do Poznania. Dawna „objazdowa” (poprzednie edycje odbywały się również w Gdyni, Warszawie i Lublinie) impreza Go Ahead pokazała, że na jednodniowe festiwale pełne krajowych gwiazd rocka wciąż jest popyt. Przynajmniej wśród młodzieży licealnej i studenckiej. Publiczność w koszulkach swoich idoli (wyraźnie dominowali fani Luxtorpedy) tłumnie 18 lutego 2017 wypełniła muzyczną halę Międzynarodowych Targów Poznańskich.
Punktualnie o 18 imprezę zainaugurował Chupa. Nie jestem do końca pewien czy tę nazwę należy przypisywać do wokalisty Bartosza Zawadzkiego, czy całej kapeli której dowodzi. Wokalista mocno się stawiał w pierwszym rzędzie – słusznie jednak, bo warunki głosowe ma naprawdę dobre (udział w The Voice of Poland jeszcze o czymś świadczy), a kompozycje utrzymane w stylu melodyjnego hard-rocka przyjemnie rozgrzały uczestników Rocket Festiwalu. Wokalista też co chwila przypominał, że jego kapela debiutancki album już wydała i gorąco zachęcał do jego kupowania. Przyznam szczerze, że po jego występie byłem nawet zachęcony do wydania swoich złotówek na longplay.
Armia też nie kazała długo na siebie czekać ze swoim spektaklem. Bo to był spektakl – teatralna oprawa świetlna, Tomek Budzyński mocno skupiony na wypowiadanych słowach, publiczność skandująca słowa niczym u przywódcy religijnego. Od pierwszego riffa zespół nie pozwolił sobie na chwilę wytchnienia i robił rock-operowe show z elementami sztuki wręcz sakralnej. Największy rozczarowanie zostało na sam koniec, kiedy publiczność głośno wołała Armię na bis, a Tomek z żalem powiedział, że organizator nie pozwala im zagrać bisu. Było to bardzo przykre, zwłaszcza dla tych, którzy mocno czekali na słynnego Niezwyciężonego.
Kiedy Lao Che rozpoczęło występ, atmosfera natychmiast zmieniła się na bardziej liryczną. Co nie znaczy, że czadu było mniej – zwłaszcza kiedy poleciały takie szlagiery kapeli jak Dym, Siedmiu nie zawsze wspaniałych i Hydropiekłowstąpienie. Od premiery ostatniego albumu Dzieciom mijają już dwa lata, więc zespół zrobił koncert w stylu greatest hits. Spięty, jak to ma w zwyczaju, do publiczności prawie się nie odezwał, za to ta wrzeszczała, skakała i pląsała się jak narkotycznym transie. Lao Che odwdzięczyło się za tak dobre przyjęcie zrobieniem doskonałej rockowej roboty w świetnej oprawie scenicznej.
Na Luxtorpedę czekałem z nastawieniem, żeby zespół przekonał mnie do swojej ostatniej zeszłorocznej płyty, która mi – delikatnie mówiąc – nie podeszła. I właśnie to dostałem – Silnalina, Księgowy, Jak husaria i Siódme, które wybrzmiały w trakcie koncertu na żywo zabrzmiały znacznie energiczniej i wiarygodniej niż na albumie, który był dla mnie zbyt wymuszony. Nie zabrakło też takich klasyków Luxtorpedy jak Wilki dwa, Mambałaga, Hymn i kultowy już Autystyczny. Zespół w zasadzie mógł zagrać koncert bez mikrofonów – publiczność wszystkie wersy bez zająknięcia wykrzyczała. W trakcie tego koncertu też nieco przekonałem się o sile nagłośnienia Hali nr. 2 MTP – Luxtorpedę słychać było wyraźnie nawet stojąc przy kasie biletowej.
Go Ahead nieźle zaryzykowało organizując ponownie jednodniową imprezę z zespołami, które można w Poznaniu zobaczyć nawet dwa-trzy razy w roku. Frekwencja i entuzjazm publiczności podczas Rocket Festiwalu pokazały, że to ryzyko jest wciąż opłacalne. I dobrze brzmiące.