Miałem się w tym temacie nie odzywać. Miałem i już. Po prostu. Trzymałem się z dala do tej sprawy jak tylko mogłem, mimo że mnóstwo myśli mi się w głowie kłębiło i aż błagało o wylanie na klawiaturę. Ale obiecałem sobie, że nie – będę milczał. Po co jeszcze mam się denerwować?
Ale wczoraj zobaczyłem ostatnią wypowiedź pana Kukiza, że swoje zbieranie podpisów do kandydowania na prezydenta widzi bardzo pesymistycznie. Nie szanse w wyborach. Samo zbieranie podpisów.
No i już mnie rozsadziło.
Dla niewtajemniczonych w całą sprawę – Sony Music Polska niemalże z dnia na dzień rozwiązało umowę z Pawłem Kukizem, przez co nie ukaże się nowy album muzyka nagrany z Janem Borysewiczem. SMP swoją decyzję argumentowało tym, iż – jako międzynarodowa firma muzyczna – nie może wydawać albumów polityka. Mimo że całe oświadczenie wytwórni w tej sprawie wygląda nieco topornie, to w pełni rozumiem ich decyzję. Jak na to zareagował Paweł Kukiz? Oburzeniem i teoriami spiskowymi. Też go jestem w stanie minimalnie zrozumieć. Tylko nie rozumiem po co Kukiz się kopie z koniem.
Zabawmy się teraz w proroka i przyjmijmy, że kampania prezydencka już rusza z kopyta. Kandydaci zebrali potrzebne 100 tysięcy podpisów, rozpoczynają czynną kampanię wyborczą polegająca m.in. na otwartym głoszeniu swoich pomysłów na zmiany w kraju. Jest wśród nich również Paweł Kukiz, który organizuje spotkania wyborcze i mówi wprost o obecnej polityce rządu, co mu się w niej (nie) podoba i zapowiada nowelizację kraju. I w tym samym czasie nagle wychodzi nowy album Pawła Kukiza, wydany przez polski oddział jednego z największych muzycznych wydawców na świecie. Dla mnie to jest z góry automatyczne poparcie kandydata na prezydenta przez ten label. Nawet jeśli zapowiadany album jest w ogóle niepolityczny (jak utrzymuje Kukiz), to jest to wciąż promowanie polityka kandydującego na stanowisko prezydenta.
Owszem, nie można ukrywać tego, że Paweł Kukiz od wielu lat był zaangażowany w działalność okołopolityczną. Wielokrotnie w programach telewizyjnych namawiał do jednomandatowych okręgów wyborczych, wspierał strajki górników, a nawet został radnym dolnośląskiego sejmiku. Ostatni album Pawła Zakazane piosenki aż się roi od oskarżeń w stronę polskiego rządu. Jednak prezentowanie swoich poglądów w momencie bycia tylko muzykiem, to co innego niż prezentowanie ich jako kandydat na prezydenta. Bo to pierwsze było obecne w polskiej muzyce od lat i obecne jest nadal – posłuchajcie chociażby ostatniego Dezertera. Ale jeśli ten sam muzyk deklaruje, że będzie coś zmieniał i zaczyna realnie działać w tym kierunku – to zdecydowanie co innego.
Jedyną głupią rzeczą jaką zrobiło Sony, było całkowite wstrzymanie wydania nowego materiału Kukiza z Borysewiczem. Skoro już i tak poszli mu na rękę nie prosząc o zwrot zaliczki, to mogli odpuścić całkiem i dać mu wydać ten album gdziekolwiek indziej. Nic by na tym nie stracili, – zwłaszcza wizerunkowo – Paweł by nie ciskał gromów dookoła, a jego fani dostaliby nową płytę. Byłby wilk syty i owca cała. Potem – po prawdopodobnej klapie kariery politycznej Kukiza – znów by go przygarnęli pod swoje skrzydła. Bo to, że teraz tam nie wróci jest bardziej niż oczywiste.
A teraz nagle Paweł zaczyna zdawać sobie sprawę, że jego kampania prezydencka skończy się szybciej niż zaczęła. On w międzyczasie zdążył narobić wielkiego rabanu i podpalić za sobą niemal wszystkie możliwe mosty. Ciężko mi sobie teraz wyobrazić, by jakakolwiek inna wytwórnia zechciała z nim podjąć współpracę wydawniczą.
Pawle Kukizie – po co to było?