Podobno gdyby je rozłożyć i spłaszczyć, miałyby powierzchnię kortu tenisowego. Standardowo potrafią pomieścić ponad 5 litrów powietrza. Rocznie 1,3 miliona osób umiera na raka tego narządu. Jeden z głównych narządów pracy wokalistów, publiczności na koncertach i muzycznych entuzjastów siedzących przed komputerem ze słuchawkami na uszach i angażujących się w słyszane dźwięki (czyt. mnie). Czyli po prostu płuca.
Istnieje całe mnóstwo technik śpiewu, ale wszystkie łączy jedno. Kiedy wokalista śpiewa, używa kilkudziesięciu swoich narządów i mięśni. Przede wszystkim, krtani ze znajdującymi się w niej strunami głosowymi, ust, języka i podniebienia, swojej przepony i mięśni brzucha oskrzeli, tchawicy i płuc. Popularnie mówi się, że „śpiewać każdy może”, co jest prawdą – jednak nie każdy umie śpiewać czysto i poprawnie. Niektórzy się rodzą z talentem, niektórzy muszą go sobie wypracować.
Nawet jeśli nie jest się wokalistą, o swoje płuca też dbać należy. Niejednokrotnie mogą nam się przydać. Czyli co robić? Zimą nosić szaliki, pić napoje gorące, unikać wdychania dymu tytoniowego (czyli nie palić również biernie). Czasami swoje własne płuca doprowadzam do granic wytrzymałości, w szczególności na koncertach kiedy to próbuję być głośniejszy od wokalisty. Po tegorocznym koncercie Florence + The Machine na Orange Warsaw Festival myślałem że hiperwentylacji dostanę. Tak samo po koncercie Carrion równo miesiąc temu. Bo tak się kończy wydzieranie się z wokalistami.
Wczoraj wpadli do mnie wysłannicy św. Mikołaja, którzy przekonali mnie bym jednak czasami sobie odpuścił i zadbał o te swoje płuca. Bo mogą się przydać komuś jeszcze, nie tylko mnie.
Tak jest – wczoraj, przy zachęcie niesamowicie pozytywnych wolontariuszy Dawca.pl, postanowiłem zacząc dbać o siebie tak, by moje płuca, a może też serce, nerki czy wątroba przydałyby się komuś innemu.
Obecnie w samej Polsce ponad półtora tysiąca osób czeka na przeszczep organu niezbędnego do dalszego życia. Kiedy ja pożegnam się z ziemskim padołem (nie mówię że jak najszybciej tego pragnę), nie będę zabierał pod ziemię swoich narządów. Jeśli istnieje jakikolwiek absolut wyższy (nieważne czy jest Bogiem, Allahem czy Buddą) – to mniemam że dobrze wie, że moje sprawy wewnętrzne przydadzą się bardziej tutaj – na Ziemi. Już kilka razy zdarzyło mi się też oddać honorowo krew (moja akurat jest dosyć cenna, bo grupa ORh- nie należy do najczęstszych). Więc tym bardziej z ochotą oddam z siebie cokolwiek jeszcze.
A jeśli ktoś chce wiedzieć cokolwiek więcej o samej transplantacji, to wszystko co trzeba znajdziecie na stronie Dawca.pl. Również wzór oświadczenia woli, który wystarczy podpisać i poinformować rodzinę. Co i ja zrobiłem.
No właśnie. Mamo, tato, braty i siostro – jak będę mógł swoimi płucami uratować komuś życie, to macie nie protestować. Inaczej was dorwę w zaświatach…
(pisane przy słuchaniu „Lungs” Florence + The Machine)
Takiej krwi jak ty masz szukałam dla mojego 4-letniego kuzyna we wrześniu. Niestety zanim zdążyliśmy znaleźć krew, kuzyn zmarł. Ja chciałam oddać, chociaż mam AB, ale ze względów zdrowotnych dożywotnio nie mogę oddawać krwi, nie wiem jak z organami, nie czytałam o tym, ale już od dłuższego czasu myślę, żeby podpisać deklarację, żeby po mojej śmierci (oczywiście nigdzie mi się nie śpieszy) brali co dobre i ratowali innych. W głowie mi się nie mieści postawa rodzin, które nie zgadzają się na pobranie narządów od zmarłego. Cholera, przecież trupowi na nic to się nie przyda, a inna osoba mogłaby jeszcze długo pożyć i sporo przeżyć.
Także wielkie gratki za decyzje. :)
Mnie na zajęciach z prawa medycznego, że tak naprawdę, to istnieje domniemana zgoda na danie organów. Czyli jeśli trafi kogoś szlag, a można wziąć narządy to się bierze, chyba że: 1. jest w rejestrze sprzeciwów (czy czymś takim), 2. ma ze sobą oświadczenie (najlepiej notarialne), że nie wyraża zgody, 3. bodajże powie na łożu śmierci, przy świadkach (lekarzach?) że się nie zgadza.
Nie pamiętam dokładnie jak to wszystko przebiega, ale najważniejsza informacja jest taka: rodzina nie ma nic do gadania.