Nosowska po pięćdziesiątce

Nosowska po pięćdziesiątce post thumbnail image

Napisane z okazji przypadających dziś 52. urodzin Kasi Nosowskiej.

Bez najmniejszej kozery przyznaję – Nosowska jest jedną z tych kobiet, która ukształtowały mój gust muzyczny, której teksty i muzyka, zarówno z Hey jak i solowe, odcisnęły na mnie największe piętno w najważniejszych latach mego dojrzewania. Pod tym kątem stawiam ją obok Hayley Williams, Taylor Swift i Shirley Manson. Wrzeszczałem do Fire, rozstania koiłem przy Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!, chodziłem na spacery przy Milenie i Osieckiej, czekałem z podnieceniem na premierę BŁYSK, a na koncercie pożegnalnym Hey w Poznaniu byłem kłębkiem nerwów.

Ale to było kiedyś.
Ja się zmieniłem, Nosowska się zmieniła. I obecnie mi mocno z nią nie po drodze.

Nosowska na koncercie Hey podczas Męskiego Grania 2017 w Poznaniu, zdjęcie z zasobów własnych

Najpierw była BASTA, którą cechowała brutalna szczerość, stylistyka rapowania, mocna elektronika i Nosowska która na wprost, bez chowania się za metaforami, zaczęła (wreszcie!) opowiadać o sobie i swoich naprawdę ciężkich przeżyciach. Do dziś mam WTF na dźwięki tego albumu. I wciąż nie jestem w stanie go polubić tak mocno jak którykolwiek poprzedni Kasi. Z czasem się z nim nieco przeprosiłem, ale żeby do niego regularnie wracać – raczej nie. Po więcej na temat BASTY odsyłam do wpisu o tej płycie.

A tegoroczna Degrengolada to już zupełnie nie moja bajka. Jest to dla mnie album przedziwny, który gubi się w tym co chciałby powiedzieć, zwłaszcza muzycznie. Ta płyta z jednej strony próbuje płynąć w sennym, nieco ambientowym rytmie (Senny Majak, Runo), potem wali electropopowym klimatem (Przytomna, Larum), a całości ewidentnie brakuje konkretnego klucza. Od sasa do lasa. Jakbym słuchał składanki. A w kontekście liryki, mogę się podpisać pod słowami Marcina Flinta: „Ta Nosowska, która umiała ciąć do kości, teraz nie skaleczy”. Degrengolada to liryka napisana przez natchnionego gimnazjalistę po lekturze Coelho na przemian z populistycznymi truizmami. Będzie to chyba jedyny album Nosowskiej, którego nie sprawię sobie w fizycznej kopii. Może jak za parę dni pójdę na koncert i usłyszę ten materiał na żywo, to może wtedy się przekonam. Chociaż szczerze w to wątpię.

okładka albumu Degrengolada

W międzyczasie jeszcze trafiły się książki – A ja żem jej powiedziała oraz Powrót z Bambuko. Przesłuchałem obie, przeczytane przez autorkę w formie audiobooków. Bo słuchanie Nosowskiej wydawało mi się bardziej naturalne niż samo czytanie jej słów, w końcu przez całe lata jej tylko słuchałem. I szczerze, wciąż nie wiem która z tych książek rozczarowała mnie bardziej. A ja żem jej powiedziała była strasznie nierówna w treści – jednej strony szczere i mocne wyznania o przemocy domowej i alkoholizmie, a potem podśmiechujki z Kardashianek. Zaś Powrót z Bambuko brzmiał jakby miał być swoistą… autobiografią, której narracja jest bardzo niespójna. Jeśli nadejdzie trzecia książka, to tym razem będę miał mocne opory czy dawać jej szansę.

Mimo tego wszystkiego… poprzednich albumów i tekstów nikt mi nie zabrał.
Wciąż mogę wreszczeć do tekstów z Fire (czekam niecierpliwie na jubileuszowe wydanie winylowe), spacerować do Osieckiej i Mileny, powspominać przy MURP. Nosowska po pięćdziesiątce w wydaniu z Degrengolady i Basty to już nie moja Nosowska. Ale wciąż mam dostęp do tej, która kiedyś odmieniła mi życie i odmieniła mi pogląd na muzykę.

PS. Zanim ktoś spyta – nawiązuję uparcie do tej pięćdziesiątki ze względu na zdanie które padło w Powrocie z Bambuko:

„Już po czterdziestych urodzinach postanowiłam, że odtąd będę zawsze przed pięćdziesiątką. Zatem od długiego czasu jestem w tym samym wieku. Postanowiłam również, że gdy skończę pięćdziesiąt lat, to już do końca, do chwili ostatecznego rozstania się z personą Nosowską, będę po pięćdziesiątce.”

fot. Piotr Porębski

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *