Nosowska i przebijanie balona

Nosowska i przebijanie balona post thumbnail image

Smutek i stres są stałymi elementami składu mojej krwi, mawiała. Przez lata na scenę wychodziła w wielkich płaszczach i stała jak słup, próbując jak najmniej zwracać uwagę swoją osobą. Wesoła sesja w kolorowym magazynie zdarzyła się tylko raz, a ona sama o niej nie chce wspominać. W swoich tekstach na pierwszy plan wysuwały się niepewność, strach, zwątpienia i bóle, a radość była widoczna mikroskopijnie. I co najważniejsze, były one opakowane subtelnie, metaforycznie, idealne do analiz przez fanów poezji współczesnej, bez wskazywania na to kto jest ich bohaterem. To właśnie jest Kasia Nosowska do jakiej się przyzwyczajaliśmy przez całą jej karierę. I tak ten „nosowski balon” rósł sobie przez ćwierć wieku dmuchany przez nią samą płytami i życiem publicznym. Aż tu nagle w 2018 Nosowska mówi BASTA i bez najmniejszej subtelności go przebija.

Ale co idzie za tą zmianą wizerunku?

Zaczęło się od zabawy na instagramie. Objawiła nam się tu jako „baba z wielką mordą” zmodyfikowaną przez efekty snapchata, która waliła sucharami o celebrytach i sobie samej. Trzeba przyznać, że z początku było to nawet zabawne, kiedy nagle ta sama Nosowska która stroniła od social-mediów, odnajduje się w nich z własną konwencją. Naśmiewanie się ze swojej wagi, żartowanie ze związków, swojego dzieciństwa, z Chodakowskiej, Rozenek i Maffashion. Ci którzy znają Nosowską głównie ze słyszenia, a z jej przebojów kojarzą głownie Teksańskiego czy [sic!], zapewne byli zachwyceni taką Kasią. Z czasem było widać, że autorce kończyła się wena na kolejne filmiki i zaczynało wiać nudą – przynajmniej w moim odczuciu. Z instagrama zrobiła się książka, która była tylko rozwinięciem jej wpisów. Czasami było śmiesznie, czasami poważnie. Z jednej strony dalszy ciąg żartów o Kardashiankach i diecie zmieniającej rysy twarzy, z drugiej szczere wyznania o przemocy domowej i alkoholu.

 

Wyświetl ten post na Instagramie.

 

Post udostępniony przez nosowska.official (@nosowska.official)

Nosowska swojego życia nigdy nie eksponowała za dużo na płytach – czy to solowych, czy Hey’owych. A w prasie czy social-mediach to już w ogóle. Od czasu do czasu pojawiał się jakiś utwór o niej samej, ale ona najpierw musiała nam to powiedzieć, bo to wszystko było schowane za metaforami i ciekawym językiem. Cykl A ja żem jej powiedziała – czyli instagram i jego przedłużenie w postaci książki – były początkami, jakby to ująć, wychodzenia ze strefy komfortu. Nosowska zaczęła „się opowiadać”. Nieco zazdroszczę ludziom, którzy polubili tę Kaśkę, bo mnie ona wręcz zanudziła. Teraz widzę to jako swoisty bufor do tego, co stało się później – czyli historii na płycie.

Nowy album okazał się przedłużaniem tego „opowiadania się”. Pierwszy od siedmiu lat firmowany tylko jej nazwiskiem, już siódmy solowy. I tu już balon nosowskiej niebezpiecznie pękał w rytm mocnych beatów które słychać na BASTA. Chociaż właśnie w warstwie muzycznej nie ma się czego przyczepić. Produkcje Michała „Foxa” Króla to mocna, nieco analogowa, wręcz topornie brzmiąca elektronika, która może się nie najlepiej kojarzyć. Ale jest przy tym cholernie chwytliwa i, kurde, przebojowa wręcz. Ci co znają – i lubią – pierwsze solówki Nosowskiej powinni być zachwyceni. Nieobeznani słuchacze mogą być zmieszani, ale koniec końców będą tupać nogami i wymachiwać rękami na koncertach. Mnie to jeszcze kojarzy się z brzmieniami albumu Sushi z 2000 roku, gdzie były równie mocne produkcje jak na BASTA. A Kto ci to zrobił? mogłoby z powodzeniem znaleźć się na trip-hopowej Milenie z 1998 roku.

Ale ta płyta chowa jeszcze jeden szok. Bo oto nagle Nosowska rapuje, a w utworach ma na featuringu Łonę (który w Boję się bardzo fajnie swoimi nawijkami odpowiada na zwrotki artystki) oraz swojego syna (przed którym się kaja w Mówiła mi matka). I mało tego – w tekstach jest na wskroś zwyczajnie, bez chowania się za metaforami. Nosowska wali słuchaczowi słowa prosto z mostu, łopatologicznie wręcz. Refreny to frazy w stylu gadać mi się nie chce czy lanie raz, możesz sobie wybrać pas, albo tylko powtarzanie tytułu. „Flow” Kaśki przypomina czasami wulgarne krzyczenie z pretensją o wszystko. A co wrażliwsi słuchacze mogą być w szoku, bo główne tematy to alkoholizm, przemoc domowa i zdrada. I nie ma się wątpliwości, że Nosowska wrzeszczy tutaj o sobie samej. Że to ona usłyszała od ojca jesteś tylko dodatkiem, że to ona zobaczyła swojego partnera zalanego, że to ona była ofiarą przemocy domowej, to ona powtarzała swemu synowi słowa słyszane od matki. Nie ma owijania w bawełnę. I jakkolwiek rozumiem, że taka miała być konwencja, – co przyznaje sama zainteresowana – to nijak mnie to nie przekonuje. Przyznam szczerze, jestem tym albumem trochę zawiedziony.

fot. Marlena Bielińska/materiały prasowe

Kiedy jest się na scenie ponad 25 lat, trzeba jakoś ewoluować i zmieniać wizerunek – to oczywiste. Osobiście bardzo mocno czekałem w jakie rejony zawędruje Nosowska po zawieszeniu Hey, mając w pamięci ostatnie solowe eksperymenty – bardzo poetyckie, liryczne, spokojne. Wolta o 180 stopni? Nic w tym złego. Szkoda tylko, że w wydaniu, którego nie jestem w stanie w pełni zrozumieć. Bo BASTA zamiast być bombą która podbija rosnące dalej napięcie, jest dla mnie jak atomówka, która robi huk i nic poza tym. Nosowska w rytm mocnych beatów weszła, zarapowała, pożegnała się frazą a ja kurwa mam dosyć i wyszła. Tak się czułem po pierwszym przesłuchaniu całej płyty i każdym następnym.

Jakby tego było mało, to właśnie dopełniło się wychodzenie Nosowskiej ze strefy komfortu „lęku i smutku”. Kasia na czerwono, w reklamie Coca-Coli, w stroju świętego Mikołaja śpiewa bożonarodzeniowy szlagier Coraz bliżej święta. Nastał oficjalnie koniec zahukanej, smęcącej Kaśki, która sobie nie pozwala na nic innego poza wstydem.

Nosowska w reklamie to w sumie nic nowego – w końcu czym było Męskie Granie, jeśli nie reklamą browaru Żywiec? Tu jednak swoje zrobiła konwencja. Strój świętego Mikołaja i tekst, który przed Kasią śpiewały m.in. Cleo i Margaret. I chociaż od początków ewolucji wizerunku Nosowskiej minął już ponad rok, to opinia publiczna dalej jest w szoku, jak można było to zestawić z Nosowską, którą – jak można wywnioskować z reakcji w internecie – wciąż ludzie chcą kojarzyć z nieśmiałością i chowaniem się za wielkimi płaszczami. Czyżby nie zauważyli, że Nosowska balon swego wizerunku ostatecznie przebiła?

Ja nie zabraniam Nosowskiej, by była kim chce być teraz. Niech się uzewnętrznia na instagramie, niech próbuje rapować, niech bierze kasę za udział w reklamach. Niech wychodzi ze swojej strefy komfortu. Wolno jej. Tylko niech to wszystko idzie w parze z dobrą twórczością artystyczną. A w tym roku tego od niej nie dostałem.

fot. Marlena Bielińska/materiały prasowe