Bo dlaczego Madonnie nie wypada?

Bo dlaczego Madonnie nie wypada? post thumbnail image

Królowa Pop zdecydowanie nie ma szczęścia. Wydanie jej – nomen omen – trzynastego w karierze albumu poprzedza pasmo nieszczęść z wyciekami utworów i spektakularnym upadkiem ze sceny na czele. O średnim zainteresowaniu mediów samym albumem już nie wspominając. Tym bardziej szkoda, że całe to zamieszanie przykrywa fakt że Rebel Heart to artystycznie to jej najlepsze dzieło od czasów Confessions On a Dance Floor, które może przejść komercyjnie bez echa.

Madonnie od lat zarzuca się, że zamiast przewidywać i dyktować trendy w muzyce, 56-letnia gwiazda je tylko naśladuje i to jeszcze niby nieudolnie. I rzuca się pretensje, że nadmiernie inspiruje się młodszymi koleżankami z branży pokroju Katy Perry czy Taylor Swift. Tylko wszyscy jakby zapominają, że w inspirowaniu się nie ma nic złego. Podstawa to dobrze te wzorce wykorzystywać i przekładać na grunt swojej twórczości. Madonnie i sztabowi jej współpracowników na Rebel Heart udało się to znakomicie.

Przykłady? Pierwszy z brzegu, singlowy Living For Love z ciut trance’owym bitem i naleciałościami gospel. Devil Pray gdzie gitara przypomina czasy płyty MusicIluminatiIconic i Bitch I’m Madonna ociekające dobrym EDM. Holy Water idealnie pasowałoby na ostatni album Lady GaGi (naturalne skojarzenie, zwłaszcza że ten kawałek współtworzył Martin Kierszenbaum, znany współpracy z panią Germanottą) – gdzie dodatkowego uroku dodaje wpleciony w utwór fragment Vogue. Wszystkie wymienione tu kawałki widzę jako hitowe single.

Wspomniałem, że to najlepsze dzieło Madonny pod względem artystycznym? No tak. I na to też mam dowody. Chociażby piękne HeartBreak City, z najbardziej naturalnie brzmiącym wokalem Madonny od lat, tytułowy utwór w którym wracają skojarzenia z Music (a nawet trochę z lepszej strony średnio udanego Hard Candy), surowe i ciut acidowe S.E.X. i Inside Out, gdzie to drugie przeistacza się w klimat niczym z Ray Of Light. Po mękach z agresywną elektroniką na MDNA, dobrze jest słuchać Madonny w najbardziej poprawnych i nieprzesadzonych aranżach.

Oczywiście, że album nie jest wolny od wad. Są nimi np. drobna monotonia, która objawia pod koniec słuchania krążka i przez którą druga połowa płyty jest nam w stanie wlecieć jednym uchem i natychmiast wylecieć. Ale też dlatego, że na koniec zostawiono głównie najgorsze zapchajdziury, jak Veni Vidi Vici (gościnny udział Nasa bardziej zaszkodził niż pomógł), nieskładne Messiah i Body Shop oraz zwyczajnie nudne Best Night i Wash All Over Me.

Wiele utworów na Rebel Heart to potencjalne hity playlist radiowych, które wykorzystują patenty jakie słyszymy w hitach Ariany Grande, Katy Perry, Meghan Trainor czy DJowych produkcji Davida Guetty. Tylko świat uczepił się biednej Madonny, że jej niby takich rzeczy robić nie wypada. Czemu nie wypada, skoro – wreszcie po raz pierwszy od dekady – tak dobrze jej to wychodzi?

7/10