Jeśli nie wiecie kim jest ta młoda dama, i skąd się ona wzięła, to już spieszę wam tłumaczyć. Jest szafiarką. Tak – Honorata Skarbek, posługująca się pseudonimem Honey zaczynała swoją wielką karierę jako blogerka modowa. Jednak ona jako (chyba…) pierwsza w Polsce potrafiła się dzięki swojemu blogowi na tyle wylansować, żeby przekonać do siebie koncerny płytowe (w tym wypadku Magic Records). Na tyle skutecznie, że właśnie na rynek trafiła druga płyta piosenkarki. W międzyczasie zdążyła zaśpiewać na sopockich TopTrendach i wyjechać stamtąd z nagrodą internautów, podbić internet gdzie się dało (lajki na FB, wyszukiwania w Google czy ilość odsłuchań na YT), zaangażować do swego teledysku Zombie Boy’a, a z ostatnich sukcesów- supportować samego Justina Biebera na jego koncercie w Łodzi. A ja słuchając zarówno debiutanckiej, jak i obecnej płyty Honoraty zachodzę w głowę – jak ona to zrobiła?
Na Million mamy do czynienia ze średniej jakości popem w stylu dance/club, z niczym nie wyróżniającym się śpiewem Honey. Mało który kawałek jest na tyle chwytliwy co pierwszy singiel Lalalove, jego następca Nie powiem jak już nie ma takiego potencjału. Większość pozostałego materiału również pretenduje jedynie do wejścia jednym uchem, i równie błyskawicznego odlotu drugim nie zostawiając za sobą niczego. Są chlubne wyjątki, jak Insomnia z niezłym bitem mogącym podbić klubowe parkiety, czy Po nocy przyjdzie dzień mający w sobie ducha Britney Spears z czasów I’m a Slave 4 U.
Pierwszy swój album Honey nagrała w całości po angielsku – później na jego reedycji ukazał się polskojęzyczny singiel Sabotaż, który odniósł niemały sukces w sieci, zapewne dlatego na nowym albumie wokalistka więcej śpiewa w ojczystym języku, i promuje polskojęzycznymi singlami. Jednak zdecydowanie lepiej byłoby się zdecydować całkiem na polski. Nie tylko przez angielski akcent wokalistki który w dalszym ciągu pozostawia wiele do życzenia, ale w wypadku Million również dlatego że słuchanie na przemian polsko- i anglojęzycznych utworów zabija spójność płyty.
Może ja za stary już jestem na taki pop robiony przez nastolatki. Może. Jednak dla mnie Honey nie jest wielkim ewenementem w kategorii muzycznej. I Million utwierdza mnie w przekonaniu że jeszcze długo tak zostanie.