Chyba nie ma w historii polskiego rocka zespołu, który by tak płynnie ewoluował i lawirował między różnymi stylistykami rockowymi, przy jednoczesnych tak wielu zmianach składu – a przy tym wciąż umiał zachować charakterystyczny dla siebie styl, który można rozpoznać o pierwszych nutach. Udało się to Anji Orthodox i jej Closterkellerowi. Kapela, która po prawie 30 latach działalności ma obecnie już status legendy, szykuje się do wydania dziesiątej studyjnej płyty. I od lat wciąż nie ma sobie równych w swojej kategorii.
Streszczanie tych minionych trzech dekad działalności Closterkellera raczej nie ma sensu – zwłaszcza że to bardzo burzliwa i kolorowa historia, która zasadniczo tylko czeka na porządnego biografa (a poza tym całość jest do sprawdzenia na stronie zespołu). Burzliwa, bo opatrzona zmianami składu przy niemal każdym albumie. A kolorowa, bo każdy rozdział, mający tytuł płyty – a wszystkie mają nazwy od różnych kolorów – pokazuje Closterkeller od różnego oblicza. Jednak, jak wspomniałem wam wcześniej – mimo lawirowania stylistycznego, daje się ten zespół od razu rozpoznać.
Gdybyśmy mieli jakkolwiek zespół Anji Orthodox zaszufladkować, najlepiej byłoby użyć kategorii new wave. To samo, co swego czasu uprawiali Joy Division, The Cure, Depeche Mode, Gary Numan, a w Polsce np. wczesny Maanam, Aya RL i Republika. Closterkellera dodatkowo u nas wyróżniała wizja ubierania to w stylistykę gotyku. Od pierwszego albumu – Purple z 1990 roku wydany w Izabelin Studio (wytwórnia obecnie wykupiona przez Universal) – powstawały utwory ciężkie, mocno inspirowane zimną falą lat 80., mroczne w swym charakterze. Uwagę słuchacza przykuwa też bardzo charakterystyczny sposób interpretacji wokalnej Anji Orthodox, który ewoluował z płyty na płytę. Zwłaszcza ten ostatni element jest głównym atutem Closterkeller, który sprawia, że nie pomylimy tej kapeli z żadną inną.
Closterkeller na swoich płytach imał się różnych stylistyk. Na wydanym w 1995 roku Scarlet dominują ostre gitary w stylistyce niemal metalowej, na Nero z 2003 mamy mnóstwo mrocznej, agresywnej elektroniki, album Cyan z hitowym numerem Władza pełen analogowych efektów samplerów, akustyczny koncert Fin De Siecle, a nawet pop-rock na ostatnim albumie Bordeaux. Pisząc to jestem jeszcze przed przesłuchaniem najnowszego albumu – tym razem zatytułowanego Viridian (premiera będzie w momencie publikacji tego wpisu), ale jestem bardzo ciekaw, co tym razem Closterkeller pokaże.
Zespół przez niemal wszystkie lata działalności dokonał naprawdę niezłej sztuki – wszystkie albumy wychodziły na bardzo równym poziomie. Od przełomowego Violet z 1993 poprzedzonego hitem Agnieszka, wszystkie płyty były bardzo dobrze oceniane przez krytyków muzycznych i fanów kapeli. I nie zmieniły tego żadne eksperymenty w brzmieniu, co zapewne było skutkiem tak częstych roszad w zespole. Zasadniczo od samego początku jedynymi nieruszonymi jego filarami są wokalistka oraz klawiszowiec Michał Rollinger. Kapela wszystkie albumy dopieszcza do granic możliwości i nie ma mowy by coś wyszło gorzej.
Jest to w Polsce zespół o skali popularności koncertów klubowych czy festiwalowych i nie sprzedający takich ilości albumów jak chociażby Hey czy Lady Pank (mające podobny staż artystyczny), ale jego zasługi i dokonania na polu rocka gotyckiego – który jest wciąż gatunkiem niszowym i niepopularnym – stawia go na miejscu legendy tej stylistyki w naszym kraju. Wiecznie żywej legendy kolorowego rocka gotyckiego.
(zdjęcia pochodzą z oficjalnej galerii zespołu)