Setki czy tysiące razy rozmawiając z ludźmi o muzyce… wróć! – próbując rozmawiać z ludźmi o muzyce, wielu moich rozmówców kończyło bardzo szybko rozmowę jednym niesamowicie wkurzającym zdaniem. Że „o gustach się nie dyskutuje”. Nosz do jasnej anielki! Pewnie że się dyskutuje! Bo niby o czym innym mamy dyskutować?

Mimo upływu lat, temat byłych wokalistek Nightwish wciąż jest żywo komentowany w mediach i wśród fanów.
Codzienne ludzkie życie opiera się na wszelakich gustach – zarówno tych muzycznych jak i np. kulinarnych, filmowych. I to o nich zazwyczaj toczą się ludzkie rozmowy. Banalny przykład z życia wzięty, dosłownie sprzed paru dni moja rozmowa. Bo ja lubię Nightwish z Anette Olzon, a mój rozmówca zdecydowanie wolał Tarję Turunen na wokalu. Ja mówię dlaczego mi banalne śpiewanie Anette mi nie przeszkadza, kolega twierdzi że jest tak, tak i jeszcze siak, nawzajem się uzasadniamy swoimi argumentami, a koniec końców potem poszliśmy na piwo. Nikt nikomu do gardła nie skoczył, bo rozumie cudzy gust i cudze decyzje. I co najważniejsze – potrafił uargumentować swoje.
I to była jedna z niewielu dyskusji jakie zdarzyło mi się w ogóle przeprowadzić. Naprawdę mało spotkałem w życiu rozmówców, którzy nie ucinali rozmowy o upodobaniach (najczęściej muzycznych, bo sam tylko o tym umiem rozmawiać do rzeczy) zdaniem „o gustach się nie dyskutuje”. Z fochem i przytupem. Z własnych obserwacji wiem że osoby które używają tego zdania najczęściej mówią to, ponieważ nie potrafią uzasadnić swoich racji, a tego sławetne zdanie jest dla nich świetną wymówką. Nieważne czy jest to 13-, 20-, czy nawet 40-latek. „Bo tak i już a w ogóle to o gustach się nie dyskutuje!” Ba, używają tego zdania nawet osoby które wiedzą że są w błędzie ze swoimi argumentami (bo np. rozmówca ich – kolokwialnie mówiąc – zgasił swoimi), ale ogłaszają tę formułkę „dla zachowania twarzy. A mnie szlag trafia. Bo wystarczy się przyznać, np. tak „OK, ja nic więcej nie powiem, nie mam argumentów”. Serio, tak nie straci się twarzy. W moich oczach nawet jeszcze wiele zyskasz.
Dobra, więc wcielmy więc tę zasadę w nasze życie. I natychmiast sens straciłoby jakiekolwiek rozmawianie o sztuce, bo „o gustach się nie dyskutuje”, recenzowanie filmów i muzyki nie miałoby racji bytu, bo „o gustach się nie dyskutuje”, nie wymyślono by wyborów Miss Świata i Miss Mokrego Podkoszulka bo „o gustach się nie dyskutuje”. Nie, wcale nie przesadzam. Przecież nie możemy wybierać czegoś ponad coś, bo komuś innemu się spodoba co innego. A „o gustach się nie dyskutuje”. Rozumiecie do czego zmierzam?
Nie chcę tu pisać jakiegoś poradnika pt. „Jak prowadzić inteligentne dyskusje”, bo takich już powstawały tysiące. Myślę że sami wiecie jak to się robi. I nie twierdzę że ja robię to lepiej. Ale tylko przekomarzajcie się ze mną, udowadniajcie mi się że się mylę, ja wam zrobię to samo, i wiecie co? Nie tylko ja będę miał przez to uśmiech na mordzie. Bo o gustach się dyskutuje.
(pisane przy słuchaniu albumu Morning Parade)
(zdjęcie z nagłówka - lazy-lizzard.deviantart.com)
oj Karol Karol…masz rację,niewiele osób potrafi argumentować(trafnie) swoje zdanie i zwykle słyszymy 'tobie nie musi sie podobać,no,o gustach się nie dyskutuje!’ + ewentualna obraza,że ktoś nie podziela ich zdania. a szkoda,bo porządne,merytoryczne rozmowy są bardzo fajne,a strasznie rzadkie. może to kwestia lenistwa,może to przez nie ludziom się zwyczajnie nie chce wymyślać argumentów,dowodów potwierdzających ich tezę?
Ale wychodzisz z błędnego założenia, mój drogi. Mylisz dwie sfery: myślenie, któremu przynależy argumentacja i cała retoryka w ogóle, oraz uczucia, emocje, a więc i sympatie/antypatie. Mogę coś lubić albo nie, ale nie muszę potrafić Ci wyjaśnić w przekonujący sposób, dlaczego. Mogę też uważać, że na logikę do czegoś mnie przekonasz, ale chociaż możesz formalnie mieć rację, to ja czegoś i tak nadal nie lubię. Bo nie, bo budzi negatywne uczucia. Stąd się chyba to powiedzenie wywodzi tak naprawdę, a nie stąd, że ludziom się nie chce tłumaczyć, dlaczego jedna pani w ich odczuciu śpiewa lepiej od drugiej. Oni wcale nie muszą tego wiedzieć, ważne że przy jednej serotonina się wydziela a przy drugiej nie i argumentacja raczej rzadko ma na to jakikolwiek wpływ :) A dyskusje o wartości sztuki właśnie dlatego są dla mnie jałowe. Bo nic nie wnoszą i niewiele zmieniają, jeszcze nie widziałam żeby ktoś pod wpływem takiej dyskusji naprawdę się do czegoś przekonał i przyznał rację oponentowi. Najczęściej pasuje dla świętego spokoju, a zdania nie zmienia. Sztuka dla sztuki, nomen omen.
Bo o sztuce się nie dyskutuje. O sztuce się rozmawia.
Z Twojego tekstu wynika, że pojęcia rozmowy i dyskusji
traktujesz zamiennie. Więc może na początek powiem Ci, jak ja widzę różnicę.
Rozmowa o sztuce to wymiana wrażeń, informacja o odczuciach a dyskusja to próba
wciśnięcia komuś swojego widzimisię, eufemistycznie nazywana wymianą poglądów –
snobistyczna i jałowa. W temacie sztuki rozsądną dyskusję można prowadzić
jedynie pomiędzy odtwórcami, a więc na płaszczyźnie rzemiosła. Z twórcami i
odbiorcami należy rozmawiać – chyba, że chcesz się popisać, jaki to jesteś
uduchowiony.
Kiedy rozmawiamy o uczuciach, to nie może być mowy o „argumentach”
a już szczególnie o „gaszeniu kogoś argumentami”. Nie podejrzewam Cię o skrajne
przypadki, kiedy to np. z pozycji fana Nirvany „dyskutujesz” z wielbicielem
Jurka Połomskiego, ale nawet wtedy, gdy mówicie o tym samym wykonawcy, nie
możesz stawiać sobie za cel „pokonania” rozmówcy. Nic dziwnego, że w końcu, abyś
się odczepił, zacytuje słynne przysłowie. Uważam, że rozmowa o muzyce nie
powinna służyć udowadnianiu swoich „racji”, ale rozszerzeniu własnego
spojrzenia.
Jeżeli masz ochotę szerzej porozmawiać o tym temacie, to
zapraszam do wymiany poczty, bo tu zaraz się wtrąci jakaś „bystrzacha” (litościwie
pominę identyfikację owej przegenialnej osoby) i sprowadzi dyskusję na manowce.
Wkurzają mnie znajomi, którzy w czasie rozmowy o muzyce kończą na 'ty się nie znasz’ lub właśnie na 'o gustach się nie dyskutuje’.
Nie masz argumentów, walnij głupie przysłowie. Kill’em all.