Działania masowe w Archive

Działania masowe w Archive post thumbnail image

Czy oni od czasów katowania w radiowej Trójce „Again” (w piętnastominutowej wersji) nagrali złą płytę? Nie sądzę. „Restriction” to nic innego jak Archive na stałym, wysokim poziomie prog-rockowego grania. I – wreszcie – w pełni zespołowego. Tak jak grupa obiecywała, jest to album stworzony przez wszystkich muzyków.

W albumach Archive tkwił zawsze pewien szkopuł – ich dziwna składnia, która zaczęła się już przy wielbionym dookoła „You All Look The Same To Me„. Nie były w pełni złożonymi albumami, a bardziej zbiorem utworów pisanych pod konkretnego wokalistę. Nie zmieniało to na szczęście faktu że były co najmniej dobre. Zeszłoroczny „AXIOM” nieco nadrabiał to zaniedbanie, ale to był album z muzyką filmową. Za to „Restriction” już od pierwszych dźwięków jest najbardziej zespołowym i całościowym albumem grupy. Tym razem w zespole zagrał każdy dla każdego.

Kapela po raz kolejny robi to, co wypracowała od lat – dobierając kolejność utworów skacze po naszych nastrojach. Zaczyna się energetycznymi „Feel It” i „Restriction„, potem nadchodzi naprawdę ostry „Kid Corner” mogący kojarzyć się z dokonaniami Nine Inch Nails, gdyby nie delikatny głos Holly Martin. Gdyby Archive miało ją w składzie z początków kariery, to nawet taki niewypał jak „Take My Head” brzmiałby z nią jak ósmy cud świata. W podobnym tonie utrzymany jest późniejszy „Ride In Squares„, tyle że zaśpiewał tam Pollard Berrier.

Melancholijne „End Of Our Days” i „Black And Blue” są dosłownie chwilami trip-hopowego wytchnienia, bo niedługo potem wchodzi rockowy killer jakim jest „Ruination” – kawałek wyróżnia się ostrą perkusją, chyba pierwszą tak niemal agresywną u Archive. Kontrastem do tego jest niezwykle surowy „Third Quarter Storm” i kolejny podobny „Half Built Houses„, gdzie słychać następną niespodziankę – Maria Q znów śpiewa w Archive, po niebycie na „AXIOM„.

Dobra, ale co z tego że mamy taki rozrzut? Przecież nie każdy może to kupić, ktoś może uznać że taki zabieg stylistyczny jest niełatwy do zrozumienia bo może wytrącić z rytmu – zwłaszcza jak „End Of Our Days” wchodzi po ostrym „Kid Corner„. Sęk w tym, że na tym polega cała siła tego albumu. Mamy zestaw mocno zespołowych utworów, gdzie wreszcie nikt nie ma swojej solówki (na „With Us Until We’re Dead” słychać to było aż nadto), tylko każdy z osobna udowadnia że jest jedną z kończyn ciała jakim jest Archive.

8/10

 

Leave a Reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *