8 albumów z 2020, które (najpewniej) przegapiliście

8 albumów z 2020, które (najpewniej) przegapiliście post thumbnail image

Podsumowanie roku 2020 (lub jak niektórzy lubią go nazywać ZOZO) zacznę dość nietypowo – tak, jaki ten rok był, delikatnie mówiąc.
Nawet jeśli znacznie więcej czasu spędziliśmy w domach, to absolutnie nie ma człowieka, którzy zdążyłby przesłuchać wszystkie albumy jakie wyszły lub nawet jakie chciał przesłuchać. I domyślam się, że każdy z was ma taką listę płyt, które – chcąc nie chcąc – szeroka opinia publiczna przegapiła. Ale po coś mam własnego bloga, żeby móc ponarzekać na rankingi Pitchforka i Wyborczej. Zatem przedstawiam wam osiem albumów, które – moim zdaniem – w 2020 zasługiwały na znacznie więcej uwagi.

Paris Jackson – wilted

Tak, zbieżność nazwisk nieprzypadkowa. Jedyna córka Króla Popu zaczęła śpiewać. Jeszcze pięć-dziesięć lat temu byłaby to jedna z najgorętszych premier roku. Trudno powiedzieć co w 2020 roku przeszkodziło do pełnego rozbłysku tej płyty – pandemia czy coraz więcej wątpliwości w niewinność ojca. Bo debiutancki album Paris Jackson jest płytą bardzo obiecującą. 22-latka na wilted porusza się w klimacie nowoczesnego folk-popu z inspiracjami Radiohead – posłuchajcie chociażby let down, eyelids, dead sea czy scorpio rising. Wszystkie utwory aż kipią od emocji. Album to kompletna opowieść młodej kobiety o bólu, mroku, żałobie i – na koniec – odkupieniu ubrana w subtelne gitary i przejmujące chórki. Jeśli ostatnie albumy Taylor Swift skradły wasze serca, to Paris Jackson zrobi to jeszcze lepiej. Będę niecierpliwie czekał na jej dalszy rozwój. A wy idźcie posłuchać wilted.


Ala|Zastary – Jutro?

Piosenkowa para tworząca pop z inspiracjami r’n’b, hip-hopu i lo-fi elektroniki – tak brzmi info prasowe. Strasznie generycznie i mogące kojarzyć się z 3/4 dzisiejszych nowych zespołów. Ale dla tzw. zorientowanych w branży muzycznej to nazwiska twórców nie powinny być ani trochę obce, bo Alicja Boratyn i Kuba Sikora to żadni debiutanci (zaryzykuję stwierdzenie, że Boratyn to wręcz stara wyjadaczka, bo zaczęła karierę 15 lat temu!). Ala|Zastary wzięli na swoim albumie garściami najnowsze trendy alt/electropopu, ale podali we własnym sosie melancholii i obaw o życie. Roi się tego pełno też w tekstach. Palnę tu generycznym frazesem, ale to jest właśnie nadzieja młodego alternatywnego popu. Idealna na puste miejsce po The Dumplings.


Pet Shop Boys – Hotspot

Mam wrażenie, że im bliżej jesieni tym łatwiej wszyscy zapominali, że Pet Shop Boys wrócili z nowym albumem już na początku stycznia 2020. I to znakomitym wręcz. Owszem, ostatnie dzieła duetu komercyjnie przepadały, a w koncertowej promocji Hotspot przeszkodziła pandemia. Neil Tennant i Chris Lowe, mimo już czternastej studyjnej płyty, wciąż – z pomocą Stuarta Price’a (jednego z ojców sukcesu Confessions On a Dancefloor Madonny) – sypią tanecznymi przebojami jak z rękawa. Gra tutaj wszystko – melodie, tempo, groove, modulacje głosowe. W idealnym świecie takie bangery jak Monkey Business, I Don’t Wanna czy Dreamland nagrane z Years & Years grałyby w radiostacjach co godzinę. Co więc się stało, że nikt na koniec roku nie wspomina o Hotspot? O ile jeszcze mógłbym zrozumieć to w polskich redakcjach, które mogły słusznie wkurzyć się na odwołanie koncertu w Warszawie (wszystkie pozostałe na trasie zostały tylko przesunięte), tak nie czaję czemu próżno szukać albumu Pet Shop Boys w podsumowaniach zagranicznych redakcji.


Julia Marcell – Skull Echo

„Mamy do czynienia z jednym z najlepszych muzycznych polskich wydawnictw w 2020 roku” – tak o tej płycie pisała Interia. Chociaż był dopiero luty, to te słowa wciąż są aktualne, mimo wszystkich płyt które zdążyły wyjść później. Julia Marcell, która w szerokiej świadomości słuchaczy zaistniała jako autorka tak poptymistycznych i prostych w strukturze piosenek jak CRTL, Matrioszka, Tarantino czy Manners, tym razem zrobiła materiał znacznie bardziej wymagający. Ale za to jak dobry. Pełen przestrzeni, inspiracji prog-rockiem, shoegaze’m i synth-popem oraz z opowieściami o samotności i niepokojach społecznych. Ale to nie jest rzecz, w której się zakochacie od razu i będziecie wiedzieli za co. Artystka śpiewa o poważniejszych rzeczach (w odróżnieniu od jej poprzedniej, bardzo optymistycznej płyty) i liczy na to, że słuchacz będzie jej słuchał w skupieniu. Może dlatego tak niewielu się zachwyciło tym albumem, bo zwyczajnie poległo? Albo cały 2020 tak nas wszystkich przygniótł, że ciężar emocjonalny Skull Echo to już może być dla niektórych za dużo. Nie dziwię się – ale ja ten ciężar kupuję w całości.


Princess Nokia – Everything Sucks / Everything Is Beautiful

Chyba nie trzeba komukolwiek mówić, że kobiecy hip-hop oferuje znacznie więcej niż Cardi B, Nicki Minaj, Megan Thee Stallion i Doję Cat (nic nie ujmując całej tej czwórce). I że pod głównym nurtem jest pełno dziewczyn, mających świetne pomysły. I jedną z tych dziewczyn jest Princess Nokia, która postanowiła pokazać swoje dwie natury życiowe i wydała jednego dnia wydała aż dwa albumy: Everything Sucks – agresywny, trapowy i skupiający się na trudnej przeszłości artystki (wychowywała się w ośrodku opiekuńczym, gdzie znęcano się nad nią psychicznie), oraz będace jego przeciwieństwem Everything Is Beautiful, które jest bardziej pogodne z wpływami R&B i soulu. Z obu tych płyt wyłania nam się obraz kobiety świadomej swoich przeciwieństw i przekuwających je w świetne historie.


Maya Hawke – Blush

Fani Stranger Things znają to nazwisko. Wszystkim pozostałym przedstawiam młodą aktorkę, która zagrała również w Once Upon a Time In Hollywood Tarantino oraz telewizyjnych Małych Kobietkach. Wiadomo, że na wieści pt. „śpiewający aktor” należy reagować z dystansem, ale w przypadku Hawke jest na czym ucho zawiesić. Blush to pozycja z półki folk-rockowej, pełna emocji. Artystka (tak, używam tego stwierdzenia, bo Maya współtworzyła cały ten materiał) wyśpiewuje słowa o oddaniu, tęsknocie i miłości trochę od niechcenia Ale pod tym smęceniem jest schowana cała paleta uczuć. To jest muzyka od której słuchaczowi ma się zrobić ciepło na sercu – i robi to doskonale. Jak w przypadku wyżej wymienionej Paris Jackson – jest to debiut, który bardzo wiele obiecuje i daje nadzieje na więcej. O ile Hawke nie postawi na karierę aktorską.


Westerman – Your Hero Is Not Dead

Usłyszałem tego muzyka na Opole Songwriters Festival w 2019. Nie wiedziałem na kogo dokładnie idę, a wyszedłem zachwycony występem. W czerwcu ukazała się jego debiutancka płyta Your Hero is Not Dead, na którą rzuciłem się jak oparzony. Gdybym miał to włożyć do jakiejś szufladki byłaby to to z napisem avant/folk-rock. Zgrabne łączenie elektroniki z jakby przestrojoną gitarą. Na upartego, można by go położyć obok dyskografii Talk Talk, Phoebe Bridgers czy Fleet Foxes. Zaś sam Westerman śpiewa tak przejmująco, że mnie zwyczajnie ciarki przechodzą. Co prawda, artysta nie przeszedł całkowicie niezauważony w polskich mediach, ale jemu zwyczajnie należy się więcej atencji.


No to niniejszym cykl podsumowań 2020 uznaję za rozpoczęty. W kolejnych częściach pogadamy sobie jeszcze między innymi o:
-najważniejszych dla mnie płytach (nie „najlepszych” – najważniejszych),
singlach które zdefiniowały mnie jako człowieka,
-oraz o koncertach, które jakimś cudem udało mi się zaliczyć w roku gdzie więcej się odwoływało niż ogłaszało.
Jedno jest pewne – mam co wspominać z 2020. I na szczęście, więcej niż tylko światową pandemię.