13 utworów na 31 urodziny Taylor Swift

13 utworów na 31 urodziny Taylor Swift post thumbnail image

I’m sorry, the old Taylor can’t come to the phone right now…
Why?… Oh… ’cause she’s just 31!
Taylor Swift kocham i nienawidzę jednocześnie. Żadna inna gwiazda nie zmusza mnie do tak intensywnych analiz własnej twórczości i posunięć marketingowych, od żadnej innej szybko się odbijam i równie szybko do niej wracam, żadna inna mnie tak nie zachęciła żeby od razu planować wyjazd na Open’era (nawet jeśli płyta z którą miała tam przyjechać mnie rozczarowała). Artystka, która właśnie skończyła 31 lat, od ponad dekady konsekwentnie buduje swoją pozycję na popowym monumencie, z którego jest prawie nie do ruszenia – przynajmniej na gruncie popularności, co potwierdzają wszystkie możliwe rankingi i wyróżnienia.

Z okazji tych urodzin Taylor, które są odwrotnością jej ulubionej liczby (13), postanowiłem wybrać listę jej – moim zdaniem – 13 najlepszych kawałków, ale tylko znanych tym bardziej obeznanym słuchaczom. Shake It Off czy Love Story tu nie znajdziecie. Omijam folklore oraz evermore, bo ery tych „siostrzanych” płyt są jeszcze świeże i mogą się jeszcze rozkręcić. Zwłaszcza, że ta druga wyszła dosłownie dwa dni temu bez ostrzeżenia i jeszcze muszę się z nią osłuchać. Przyznam, że wiadomość o jej wydaniu trochę mnie zdekoncentrowała w trakcie pisania tego wpisu. Co prawda, era Lover została przerwana zanim zdołała się porządnie rozkręcić, ale wątpię byśmy jeszcze wracali do tych numerów w pełnym wymiarze promocyjnym. Zwłaszcza, że Taylor stylistycznie jest kompletnie gdzie indziej.

Tym sposobem na 31 urodziny Taylor Swift polecę wam 13 jej najfajniejszych mniej znanych kawałków, które polecam posłuchać. Nawet, jeśli jej fenomen jest wam wciąż zupełnie niezrozumiały.

I Did Something Bad

Słuchanie albumu reputation jest fajniejsze, kiedy zna się backstory powstania tekstów. Cały album inspirowany kłótniami Taylor z połową showbiznesu i plotkami o jej niezliczonych romansach. Wers „Zrobiłam złe rzeczy, ale mi z tym bardzo dobrze” to podsumowanie całej ery tego albumu. Ten kawałek ma jeden zarąbiście wykorzystany efekt – tamto słyszane po refrenach „da da da da da da DA DA” to nic innego jak przerobiony głos Taylor.


All Too Well

Pięć minut fantastycznego storytellingu w wykonaniu Taylor z jeszcze lepiej rozwijającą się w tle gitarą. Niemal ze szczegółami opowiedziana historia fascynacji przeradzającej się w uczucie, a potem bolesne rozstanie. Mamy tam wręcz gotowy scenariusz filmowy. Podobno istnieje aż 10-minutowa wersja, którą prawdopodobnie usłyszymy, kiedy Taylor nagra od nowa swoje starsze albumy. Czekam z wypiekami.


Clean

Napisane razem z Imogen Heap zdradza ciągoty Taylor do alt-popu mogącego kojarzyć się z Laną Del Rey. Nieco połamana konstrukcja beatów przełamywana klawiszami sprawia, że ten utwór się wyróżnia na tle całej dyskografii Swift. Nawet mimo banalnego trochę tekstu, opowiadającym o „oczyszczeniu po związku”.


Getaway Car

Gdyby kiedyś ktoś się zastanawiał, jak brzmiałoby Depeche Mode, gdyby liderem zespołu była kobieta, to tu jest odpowiedź. Nie żartuję, Getaway Car momentami brzmi jak wyjęte z depeszowskiego Music For The Masses.


Soon You’ll Get Better

Chyba najbardziej prywatny tekst jaki wyszedł spod ręki Taylor, bo opowiadający o jej mamie walczącą z rakiem piersi. Pamiętam, że za pierwszym razem nie rozumiałem po co aż tak wywlekała bardzo rodzinną i osobistą rzecz na wesoły Lover. Dopiero kiedy wykonała to na koncercie lockdownowym Together At Home, poczułem jak coś mi drga w sercu – i dlatego wam poniżej linkuję to wykonanie. Dziś ten tekst staje się jeszcze bardziej uniwersalny w związku z pandemią koronawirusa.


New Year’s Day

Nie wiem czy to będzie niepopularna opinia, ale Taylor przy pianinie jest ciekawsza niż z gitarą. Zwłaszcza jeśli może popisać się prostymi, ale przejmującymi tekstami. Bo sami chyba przyznacie – zamiast mieć kogoś do pocałowania o północy w Sylwestra, lepiej jak ktoś rano z tobą posprząta dom po całonocnej imprezie i da leki na kaca.


Forever & Always (piano version)

I tak na zakończenie „tryptyku z pianinem” Foverer & Always w wersji obdartej z country-rockowej gitary i popowego mixu, które udowadnia że panna Swift przy pianinie od zawsze sprawdzała się lepiej.


Cruel Summer

Z albumem Lover wciąż się nie polubiłem, ale regularnie wracam do dwóch kawałków – You Need To Calm Down oraz właśnie Cruel Summer, gdzie Taylor z Jackiem Antonoffem oraz St. Vincent bawią się w naśladowanie Lany Del Rey. I wychodzi im ciekawiej niż samej Lanie.


State Of Grace

Generalnie to dopiero na albumie Red u Taylor zaczęło się robić ciekawie. Po raz pierwszy odważyła na współpracę z innymi producentami (m.in. z Maxem Martinem i Butchem Walkerem) i wyjść poza ramy romantycznego country-popu. A otwierające ten album State Of Grace to klasyczny arena-rock brzmiący jak żywcem wyjęty z dyskografii Snow Patrol.


Don’t Blame Me

Tekstowo to kontynuacja historii znanej z Blank Space, czyli szalona z miłości i nieobliczalna Taylor – taka, jaką wszyscy lubimy najbardziej. Za to muzycznie tu mamy zabawy… EDM i dubstepem! reputation pełne jest takich smaczków. I wciąż się dziwię, że jest to najsłabiej oceniana przez krytyków płyta Tay.


I Know Places

Jeden z dwóch utworów na 1989 gdzie współudział ma Ryan Tedder z OneRepublic. Ktoś wpadł na pomysł by za instrumental robiły tylko drum-n-basy z… Taylor jąkającą „I – I – I”. I kurde, to działa tak rewelacyjnie, że aż się dziwię, że to nie poszło na singla. Chyba, że uznano, że nie ma po co jeszcze promować albumu kolejną piosenką o Harry Stylesie.


Stay Stay Stay

Jeden z tych momentów na Red, gdzie jeszcze słyszymy ostatnie podrygi „Niewinnej Słodkiej Taylor”. Tyle, że w porównaniu do czasów Love Story, mamy tu znacznie dojrzalszą lirykę, którą Swift mogłaby napisać nawet teraz na folklore i evermore.


You Are In Love

I na koniec chyba największa perełka z wersji deluxe 1989. Płynący w leniwych ejtisach romantyczny kawałek o przyjaźni, którego siłą jest melodia. Tutaj Tay najmocniej chce nam udowodnić, że urodziła się jeszcze w latach 80. Kiedy teraz wpływy tej dekady są wrzucane w muzyce niemal wszędzie, Taylor z tym utworem na radiowych playlistach już wtedy rozpoczęłaby tę modę.


A mi w tej chwili zostało już tylko życzyć jubilatce wszystkiego najlepszego!!! I oby prędko przyjechała do Polski, bo czeka tu na nią mnóstwo miłości polskich fanów.