Męskie Granie w Poznaniu: pierwsze razy

Męskie Granie w Poznaniu: pierwsze razy post thumbnail image

Męskie Granie to taka impreza, na której wiele rzeczy wydarza się tylko raz i ewentualnie powtarza na kolejnych koncertach trasy pod patronatem Browaru Żywiec. Ale później przechodzi już do historii. W przypadku otwierającego tegoroczną trasę koncertu w Poznaniu wiele rzeczy też wydarzyło się po raz pierwszy. Debiuty przed polską publicznością, premierowe wykonania utworów i wyjątkowe duety. Czyli coś, co w sumie na Męskim Graniu jest standardem. Ja również zaliczyłem tam „swój pierwszy raz”.

O Męskim Graniu słyszałem rzeczy różne, jednak te „pierwsze razy”, które wydarzały się na tych koncertach sprawiały, że co rok żałowałem że nie dałem rady pojechać na którekolwiek show. Co koncert jakiś wyjątkowy duet, premierowe wykonanie jakiegoś utworu i co roku inny hymn trasy grany tylko na tych koncertach (swoją drogą, wam też tegoroczny Nieboskłon brzmi jak kopia poprzedniej Watahy?). Kiedy po latach czytania relacji z tych koncertów i wciąż rosnącego we mnie hype’u udało mi się wreszcie Męskie Granie zaliczyć – oczekiwania miałem naprawdę olbrzymie. Zarówno pod względem muzycznym, jak i emocjonalnym. I wyszedłem z tego koncertu o pierwszej w nocy najszczęśliwszy od bardzo dawna.

Line-up imprezy został tak ułożony, że jestem w stanie podzielić go na 3 akty – pierwszy „debiutancki”, drugi „profesjonalny” oraz trzeci, czyli finalny koncert Męskie Granie Orkiestra.


Pierwszy nazwałem „debiutanckim”, ponieważ były to projekty które po raz pierwszy zobaczyłem na żywo – bo w żadnym wypadku nie było tam mowy o debiutantach muzycznych: hip-hopowy PRO8L3M (było naprawdę dobrze, choć nie jest to typ rapu za którym przepadam), rockowy Me and That Man oraz Obywatel G.C. 2.0 czyli hołd dla Grzegorza Ciechowskiego. Przyznam, że z tego aktu, najbardziej wyczekiwałem Me and That Man. Oni również zaliczyli tam swój „pierwszy raz” – dla nich był to nie tylko debiut na MG, ale też pierwszy w karierze zespołu Nergala i Johna Portera występ przed polską publicznością (pełną trasę koncertową w Polsce zespół zrobi jesienią). Przyznam szczerze, że na myśl o występie kapeli w świetle dziennym nieco się obawiałem, czy ten skąpany w mroku i diabelskich tekstach gęsty blues-rockowy materiał będzie miał odpowiedni wydźwięk. Na szczęście, nastawienie frontmanów zrobiło swoje i wszyscy bawili się wyśmienicie. Adam świetnie kontaktujący z publiką, śpiewający naprawdę dobrze w stylistyce bluesowej (czego na albumie nie było słychać), a John Porter trzymał solidnie w garści cały zespół. Nic dodać, nic ująć dla świetnego koncertu.


Odnośnie Obywatel G.C 2.0 nie wiedziałem nic. Ale wystarczyła mi sama nazwa projektu, by przykuć moją uwagę – jeśli chodzi o Ciechowskiego to jestem zawsze w pierwszym rzędzie. Kiedy na scenie pojawiły się sekcja dęta i smyczkowa, 4 statywy z mikrofonami, a za zestawem elektronicznych klawiszy pojawił się Smolik, już byłem zachęcony. Utwory Ciechowskiego głównie z albumu Tak! Tak! odśpiewali Mela Koteluk, Błażej Król, Krzysztof Zalewski oraz Skubas. Nowe aranże klasyków Ciechowskiego tylko chwilami były przekombinowane (w szczególności Nie pytaj o Polskę, chociaż świetnie przez Króla odśpiewane), ale ubogacone o przestery elektroniczne, zmiany tempa i dęciaki zabrzmiały mimo wszystko świeżo i z szacunkiem dla oryginałów. Sam fakt usłyszenia jak twoi idole śpiewają te utwory, które od lat wywoływały u ciebie ciarki – to kolejne z tych „pierwszych rzeczy”, po które chodzi się na Męskie Granie. Chciałbym doczekać się rejestracji tych wykonów, chociażby w samych audio.


Akt „profesjonalny” to dwójka wyjadaczy, których zdążyłem zobaczyć na żywo już nie raz. Organek odwalił solidnego rock’n’rolla głównie przy wtórze kawałków z ostatniej płyty, a publiczność szalała jak opętana. Myślę, że to najlepsza rekomendacja muzyki Organka i jednocześnie wystarczające co można o nim napisać. Podobnie zagrał również Hey. Występ zespołu Kasi Nosowskiej był dla mnie za to znacznie bardziej emocjonalnym przeżyciem, z dwóch powodów. Po pierwsze – nie widziałem ich na żywo od jakichś pięciu lat, a kiedyś zdarzało mi się ich oglądać 4 razy do roku. Na sam ich widok poczułem się znów jak nastolatek. Po drugie – znalazło się tam miejsce na jeden wyjątkowy występ: nagle do zespołu dołączył Miuosh i wykonał z Kasią utwór ze swojej płyty Tramwaje i gwiazdy po raz pierwszy na żywo. I się zwyczajnie popłakałem.

Za to odnośnie finału nie miałem absolutnie żadnych oczekiwań. Bo kiedy zobaczyło się cały skład tegorocznej Męskie Granie Orkiestra, nie można było założyć niczego. Poza frontmanami (jeśli ktoś jakimś cudem nie wie – są nimi Brodka, Piotr Rogucki i Organek) Orkiestra ma w składzie m.in. Natalię Zamilską i Agima Dżeljilji– dwóch najciekawszych twórców elektroniki w Polsce, czy Michała Kowalonka ze Snowman, a w trakcie dołączyli Małgorzata Ostrowska, Miuosh i Kev Fox. Jeśli dodamy do tego fakt, że dla tej Orkiestry koncert w Poznaniu też był pierwszym razem, to można było tylko czekać na potencjalne fajerwerki.

A wystrzeliło ich sporo, bo ten koncert był jednym wielkim miszmaszem. Rogucki dał wystrzał śpiewając Raz dwa Maanamu, by kilka utworów później rozbawić do łez śpiewając King Bruce Lee Karate Mistrz. Małgorzata Ostrowska przypomniała publiczności Gołębi puch Lombardu. Brodka wykonała w aranżu elektronicznym Tatę dilera (był to zdecydowanie największy whatthefuck tamtego wieczoru), by później z Organkiem wprowadzić romantyczny nastrój z W deszczu maleńkich żółtych kwiatów Myslovitz, a tu jeszcze gdzieś wejdzie Miuosh by zaśpiewać Hi-Fi Superstar Wandy i Bandy, a Organek zaśpiewa coś od Dżemu i Tilt. Wariacki miks! Jedyne czego można było tam być pewnym, to tego, że na finał usłyszymy Nieboskłon. Pierwsze na żywo wykonanie tegorocznego hymnu poszło poprawnie, ale też potwierdziło, że nie jest to taki mocny banger jak Elektryczny czy Wataha. Co najlepsze, każdy z poprzednio wykonanych coverów został tak przearanżowany, że dopiero po usłyszeniu słów orientowaliśmy się, co to za piosenka. Koncert zakończył się głośnymi okrzykami publiczności „jeszcze jeden!”, więc chyba nikt nie miał wątpliwości, że Męskie Granie w Poznaniu zaliczyło naprawdę dobry start.

Mela Koteluk i Krzysztof Zalewski śpiewający hity Ciechowskiego. Miuosh gościnnie u Nosowskiej. Brodka rapująca Kazika. Nergal z Johnem Porterem po raz pierwszy na scenie w Polsce. Organek w duecie z Małgorzatą Ostrowską. Rogucki śpiewający King Bruce Lee Karate Mistrz. I wszystko to zdarzyło się tylko jednego wieczoru, na jednej imprezie w jednym mieście. I to były te rzeczy, po które stworzono Męskie Granie. By właśnie tam wydarzyły się po raz pierwszy.

(Więcej zdjęć z imprezy znajdziecie na moim fanpage’u)