Fajni kolesie, czyli Guano Apes 20 lat później

Fajni kolesie, czyli Guano Apes 20 lat później post thumbnail image

Ustalmy to już na wstępie – Guano Apes nigdy nie było rewelacyjnym zespołem, dobrym było tylko od czasu do czasu. Po rozstaniu i powrocie do grania zaczęło być już nieco nijakim zespołem, robiącym karierę na sentymentach. Ale na swoich początkach było – inaczej nie można tego określić – fajnym zespołem. Takim po prostu cool. To byli fajni goście, których chciało się lubić. Nawet jak ich granie pozostawiało wiele do życzenia.

Właśnie mija 20 lat od wydania debiutanckiego longplay’a Proud Like a God – jeśli wierzyć internetowi, jest to dokładnie dzisiaj, 6 października. Z tej okazji ukazuje się jego jubileuszowa edycja z remasterem (wreszcie!) i prawie-premierowymi nagraniami. Czy po tych dwóch dekadach można powiedzieć, że jest to album godny zapamiętania i wspominania?

Guano Apes powstało w 1994 roku, kiedy jego członkowie ledwo co mogli kupić legalnie alkohol. Dwa lata później wzięli udział w lokalnym konkursie talentów, który organizowała niemiecka VIVA TV. Kasę wygraną w nim zespół przeznaczył na nagranie i wyprodukowanie debiutanckiego albumu. Ze znalezieniem wydawcy w tamtych czasach nie było problemu – zwłaszcza jeśli mowa o agresywnych, rockowych zespołach w Europie, zanim listy przebojów zdominował hip-hop i pop. Niemiecka VIVA miała olbrzymi impact wśród młodzieży w Europie – również w Polsce – zatem nie dziwota, że od pierwszego zagrania Open Your Eyes kapela odniosła sukces niemal od razu. Kolejne single, a zwłaszcza potężne Lords Of The Boards były tylko jego podbijaniem. Album w Niemczech i Szwajcarii pokrył się platyną, w Polsce złotem, a dwa lata później debiut Guano Apes wydano w USA.

Ale czy po 20 latach ten album umie się dziś obronić? Czy Proud Like a God jest albumem, który zasługuje na ważne upamiętnienie z innych powodów, że był dla tego zespołu debiutem?

Niestety, ale trzeba to powiedzieć wprost – nie. Z perspektywy następnych dokonań GA, Proud Like a God jest albumem co najwyżej przeciętnym. Jego dobrymi składowymi były nieudawany rockowy czad i fajne mieszanie wpływów hard rocka z rytmiką rapową – momentami jest wręcz nu-metalowo, ale te numery się niemal od razu zapomina. Całościowo jest to straszna dłużyzna, momentami wręcz nieskładna (Maria, Crossing The Deadline, a nawet Open Your Eyes) i chaotyczna. W skali 1-10, można temu albumowi dawać najwyżej szóstki. Co więc zadecydowało o sukcesie płyty? To, że zrobili ją fajni goście.

Sandra Nasic, Henning Rumenapp, Dennis Poschwatta i Stefan Ude niewiele starsi od większości swoich słuchaczy dawali się lubić jako ludzie. Publiczność widziała w nich idoli, z którymi chętnie poszłaby na piwo i pogadała o życiu, a potem szalała na ich koncercie. Wspólna fotka? Nie ma sprawy. Pogawędka o dupie Maryni? Luz, byle tylko zdążyć na scenę. Do dzisiaj kapela jest bardzo zżyta ze swoją publiką, z którą utrzymuje bliski kontakt zarówno na koncertach jak i w social-mediach. Mimo upływu lat i dużego progresu stylistycznego – nie zawsze w najlepszym kierunku.

I ci fajni kolesie od wielu lat mają tendencję spadkową. Ostatnia płyta brzmiała koszmarnie nijako, a sposób, w jaki zamierzają uczcić 20-lecie debiutu mówi sam za siebie. Na Proud Like a God XX oprócz zremasterowanego pierwotnego albumu, dostaliśmy od zespołu… nowe wersje starych kawałków z tego albumu! Nowe aranże, nowe wokale Sandry (która już nie śpiewa tak agresywnie jak 2 dekady temu) w m.in. Open Your Eyes, Rain i Crossing The Deadline. Co najgorsze, wszystkie mocno sztuczne i ugrzecznione, nieco na modłę ostatnich dokonań zespołu przykryte popowym mixem. A na dobitkę – covery Depeche Mode (Precious), Davida Bowie’go (This Is Not America) i… Eminema (Lose Yourself). To ma być pomysł na uczczenie 20-lecia debiutu? Nie lepiej było dodać b-side’y z singli, wykonania live z dawnych lat czy chociażby dema tych hitów? Widać i słychać wyraźnie, że kapela straciła na siebie pomysł, nie wie co i jak grać.

Obecnie Guano Apes ma na koncie 5 studyjnych płyt, kilkuletnią przerwę w działalności spowodowaną konfliktami na tle finansowym, setki zagranych koncertów w Europie (sam widziałem ich na żywo 2 razy). Dzisiaj świętują 20-lecie swojego debiutu. Debiutu na wskroś przeciętnego. Ale zrobionego przez fajnych kolesi.